ŚMIERĆ ALBO WRESZCIE SPOKÓJ

Teraz

ile razy przypomnę sobie leżącą Basię na naszym ostatnim – pożegnalnym spotkaniu – tuż przed jej podróżą tam, gdzie jej ciało miało się zmienić w proch, to jest mi lżej i wiem, że bez tego ostatniego pożegnania byłoby mi gorzej. A świadomość, że już nie cierpi, bardzo mnie uspokaja i  może właśnie dlatego jak mi się przypomina spokojnie leżąca Basia, to jest już we mnie cisza i spokój.

Śmierć albo wreszcie spokój      

Basi, Kuby i mój,

bo przychodzi taki czas, że już wszyscy wiemy, że już dłużej tego wytrzymać nie można, że dość tego bólu fizycznego i psychicznego, że mimo, że kochamy a może właśnie dlatego, chcemy by Basia już się nie męczyła. Chcielibyśmy jeszcze żeby z nami była, ale nie za taką cenę!!!

Jest 15.08 2019 godz. 02 w nocy…

Dostaję telefon ze szpitala: przed chwilą odeszła pana żona, nie męczyła się – zasnęła.

A więc stało się! Anioł śmierci przyszedł.

Basia już do domu nie wróci. Nie pytam o nic więcej, i tak nie zapamiętam. Odmawiam wieczne odpoczywanie i kładę się spać…

Ogarnia mnie jakiś dziwny, niewytłumaczalny spokój. Nie dzwonię do Kuby, to już nic nie zmieni.

W szpitalu mam być o 11, by załatwić formalności. Jadę, załatwiam. Odbieram worek na śmieci a w nim rzeczy Basi.

Worek.

Tak, worek –

worek będzie rozciągnięty, bo ja chciałbym, by już worków na śmieci nigdy nie było!

16 lat temu – odbierałem rzeczy mojej mamy w szpitalu w Opolu – też w worku na śmieci i nic się od tego czasu nie zmieniło.

Niestety.

Dla każdego, kto odbiera rzeczy swoich bliskich w worku na śmieci, to jest szok!

Dla nas nasi bliscy jeszcze żyją – jeszcze nie odeszli, a ostatnia piżamka, bluzka, spodnie mimo, że często bardzo brudne i przemoczone i śmierdzą, są dla nas ich ciałem.

Worek…

Chciałbym, by ktoś, kto podaje mi worek z Basią, podał mi go z szacunkiem, tak jak niesie się urnę lub trumnę w kondukcie żałobnym, bo tu w szpitalu już skończyło się życie i czas pożegnania się zaczął.

I chciałbym, by nikt nie klikał w komórkę pokazując mi palcem tam w magazynie – tak  jak ta bezduszna siostra, która w nocy stała przy mnie i przy umierającej Basi i sobie klikała, gdy ja w strachu, nie umiejąc z siebie wydobyć słowa, bełkotałem coś, by w ogóle coś mówić, bo  myślałem, że to naprawdę już!

Byłaś, siostro, bezduszna i okrutna i wyżywałaś się na mnie, klikałaś w komórkę – komórka, była ważniejsza niż Basia, ja i my. Nie było u ciebie, siostro, świętości śmierci i umierania.

Może ciebie, siostro, nie nauczyli jak zachowywać się w chwili śmierci, gdy obok stoi bezradny mąż, mnie też nie nauczyli, ja stoję tu pierwszy raz, a ty możesz jeszcze się wiele nauczyć, jeśli chcesz…

Naucz się, bo za chwilę przyjdą inni mężowie, matki, żony, dzieci… Naucz się, bo kiedyś przy twoim bliskim stanie ktoś tak, jak ty teraz przy mnie. Tak – mówię wprost, by było jasne dla ciebie i dla mnie, byłaś okrutna, jeszcze teraz cię widzę, a tak bardzo chciałbym ciebie siostro zapomnieć!

Piszę teraz do wszystkich, do białego personelu: patrzcie na umierających z sercem i na ich mężów, żony, dzieci i matki.

Nie bawcie się komórką przy umierających.

Pani ordynator przekazała mi wiadomość o odejściu Basi bardzo spokojnie, z sercem i empatią.

Rozumiała moje cierpienie.

Piszę dlatego tyle o złych lekarzach i siostrach, bo bycie ludzkim, empatycznym, ciepłym, może się zacząć już teraz, od razu.

Bo to nie jest sprawa reformy systemu zdrowia i większych pieniędzy. To jest sprawa reformy twojego serca i samego ciebie.

A jak się tego uczyć?

Po drugiej stronie tego okrucieństwa są dobrzy lekarze i siostry miłosierdzia, często w tym samym szpitalu, a nawet na tym samym oddziale.

I jeszcze raz – do worka.

Bardzo bym chciał, by kiedyś, gdy ja już umrę, Kuba smutny i przygnębiony odbierał mnie – swojego tatę. A nie worek!  

Tatę z którym chodził na spacery, jeździł na wakacje i którym się opiekował, tak jak kiedyś  nim tato.

Proszę, niech Kuba odbierze

Mnie – swojego Tatę, nie worek Tatę,

który dla niego nie umarł i może nie umrze nigdy.

Panowie dyrektorzy i ordynatorzy

Zadbajcie o to, by worki na śmieci, były workami na śmieci a nie

Na ludzi.

Zamieńcie państwo te worki na jakieś ładne kolorowe, może pudełka…

A słowa – po worku?

… może kilka ciepłych słów, w szpitalach są psycholodzy, oni podpowiedzą co i jak.

Mnie nikt nie pocieszył i nie powiedział kilku ciepłych słów.

Załatwiłem prawie wszystko, jeszcze tylko jakieś dokumenty – jak je podpisać, co powiedzieć – tak trudno się skupić. Ach, żeby w tym urzędowym sprawnym sekretariacie, czekając w kolejce na wejście  – tak nie bolało. Ach, ta okrutna, bezduszna, sucha urzędowa oficjalność, jak maszyny do maszyn, to tak boli…

Śmieciowy worek położyłem na tylnym siedzeniu, niech sobie Basia jeszcze chwilę tam spokojnie posiedzi i pojechałem dalej załatwiać sprawy, niestety – niespokojny.

Dzwonię do Kuby…

Wieczorem przyjeżdża Kuba z Ewą. Ewa jest w ciąży, to będzie chłopak, ma już imię – Olaf.

Kilka dni przed odejściem, może nawet w ostatniej chwili, Basia mówi: „Chciałabym zobaczyć Olafa, ale nie wiem czy się uda…?”.

Niestety, nie udało się… Nie zobaczyła – mówienie, że tak miało być nic mi nie daje…

Pożegnanie mojej Basi –

nie lubię mówić słowa – pogrzeb – to okropne słowo, które mnie bardzo boli.

Zawsze mówię, nawet do dzisiaj, Pożegnanie.

Pożegnanie – jest w tym słowie ciepło, miłość, przyjaźń. Nic to słowo nie zamyka, tylko otwiera – otwiera Nową Drogę – Basi,  Kuby i moją.

Pożegnanie…

I jest w sercu cieplej i na duszy, też. Tak, mam duszę, teraz wiem, nie widziałem jej nigdy ale wiem. To tak jak z miłością: nie umiesz wszystkimi słowami świata jej opisać ale wiesz, że kochasz.

Załatwiamy z Kubą wszystkie formalności związane z Basi Pożegnaniem…

Wymieniać?

Wszyscy wiedzą a jak jeszcze nie – to dobrze, bo załatwianie też boli, bo nie zawsze w tych urzędach, biurach, zakładach pogrzebowych, spotykamy się z empatią, czasem są to tylko urzędnicy jakby z taśmy… Jakby zapomnieli, że chowają do ziemi ludzi, a nie urnowe i trumienne pudelka z magazynu opakowań…

Długo się zastanawiałem, czy o tym wszystkim co wyżej i co za chwilę niżej – pisać?

Wiem, zastanawiam się co jakiś czas ale, ale…. Widać tak musi być.

Bo to nasze takie… prywatne…

ale jeżeli nie jest to książka o raku, tylko o naszej miłości i jeżeli to jest kolejny etap miłości to…

Miłość

przechodzi w inny, nowy wymiar 

i nie wyobrażam sobie, by tego ostatniego naszego spotkania w trójkę nie opisać.

To już dzisiaj… Dzisiaj z Kubą zobaczymy Basię ostatni raz…

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz…

Basię zamienią w proch…

Jest wczesny ranek – nie mogę spać! Jest 20.08.2019, wcześnie rano.

Mam straszne zawroty głowy, mdli mnie bardzo, schodzę do kuchni by zjeść kawałek suchego chleba. Myślę, że to może refluks. Nic nie przechodzi, a może to błędnik. Wszystko mi wiruje…

Boję się, że nie dam rady pójść na to Pożegnanie Basi, kiedyś też tak miałem, te same objawy i wtedy wylądowałem na OIOMie… Może to jakieś zatrucie?

Wstaje Kubuś, mamy zobaczyć Basię przed kremacją, to ma być nasze Ostatnie Pożegnanie…

Bardzo bym chciał zobaczyć Basię przed tym pożegnaniem…

Ale strasznie się boję, tego widoku i samego siebie, bo nie wiem czy wytrzymam.

Przez cale lata unikałem widoku osób, które już nie żyją, kiedyś wiele lat temu jak oglądaliśmy w Opolu w szkole dziewczynkę, która zmarła – kiedyś takie zwyczaje były… poszliśmy większą grupą i dziewczynka leżała w trumnie w swoim domu – pamiętam… potem mój młodszy brat przez wiele lat mnie straszył jej widokiem, rożne takie głupstwa opowiadał i to banie się zostało mi na całe życie…

A teraz…

A teraz bardzo chciałbym zobaczyć Basię ostatni raz, ale chyba nie dam rady.

Decyzja: nie oglądam Basi, nie żegnam, niech ta kremacja (kolejne okropne słowo) odbędzie się beze mnie. Chcę zapamiętać Basię taką – nie schorowaną i szczęśliwą – taką moją kochaną Basię, ze wszystkimi dobrymi obrazami z całego naszego życia.

Ustalamy, że Kubuś wejdzie pierwszy i zobaczy, jak Basia wygląda i jak uzna, że mogę wejść i dam radę, to mnie zawoła… Jesteśmy na miejscu. Kubuś wchodzi – ja czekam przed drzwiami…

Czekam, czekam, czekam, chcę wejść i boję się. Boję się wejść i czekam – myślę, czemu Kubuś mnie nie woła?

I nagle coś mi mówi: wejdź… i wchodzę.

I wszystkie te mdłości, zawroty głowy, cały ten ołowiany ciężar nagle ze mnie spada.

Pojawia się we mnie spokój. Basia na szczęście wygląda dobrze, jakby pozbyła się bólu. Mam   wrażenie, że się uśmiecha i jest szczęśliwa. W szpitalu ostatniej nocy wyglądała bardzo źle.

Czuję się dobrze i jestem spokojny. Głaszczę ją po policzkach, głowie i coś do niej mówię fajnie, że ma swoje włosy. Jestem szczęśliwy, że ją zobaczyłem. Nie wiem jak to się stało, że wszedłem. Strach minął. Wyglądała na bardzo spokojną i bardzo mi się podobała w tej sukience i w butkach, które wspólnie z Kubą i Ewą na tę ostatnią podróż jej wybraliśmy, mówię coś do Basi przez łzy.

I tak Basiu na koniec znowu przekroczyłem kolejną granicę – nie do pokonania przez lata, już się śmierci nie boję. Znowu dzięki Tobie. 

Od tego czasu Basia wiele razy mi się przypominała, leżąca, właśnie z tego ostatniego pożegnania… I zawsze – ten jej obraz jest dla mnie kojący, pomaga mi i mnie uspokaja.

Sen…

Nie wiem z jakiego czasu, ale ten sen był tylko raz…

Mumia. Basia zawinięta w bandaże.

Rany wyleczone, białe bandaże obok, tak jakby Basia przygotowywała się do Zmartwychwstania.

Bluźnierstwo??? Nie – jestem pewien, że nie.

Pan Bóg tylko to wie, tak więc zapytam go o to w wieczornej modlitwie, bo tylko on prawdziwą odpowiedź zna.

20.08.2019 godz. 12

Ostatnie Pożegnanie. Urna zjeżdża w dół, Budka Suflera gra „Ciszę” a ja na czerwono i kolorowo ubrany, tak lubiła mnie Basia. Nie chcę smutku i żalu w sobie…

Jak rodzice, którym odeszły dzieci – za wcześnie

Jak małżonkowie, którym odeszli ukochani za wcześnie 

Nie chcę pretensji do życia, przez całe życie.

Chcę żyć i cieszyć się życiem.

Żegnaj, Kochana Basico… Twój Ryś Ponurcu Przytulański.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!