Co choroba zmieniła:
1. We mnie
Zacząłem bardziej doceniać pewne rzeczy i mniej przejmować się nieistotnymi. Okazało się, że w obliczu choroby dużo sytuacji, które kiedyś były problemem, źródłem stresu, których nie rozumiałem, zyskało inny wymiar. Stały się bardziej neutralne, zrozumiałe, wytłumaczalne, mniej stresujące.
2. W tacie
Paradoksalnie, zaczął bardziej dbać o siebie – swoje uczucia, potrzeby,
3. W mamie
Mama zaczęła robić to, co zawsze chciała, a nie to, co jej rodzice chcieli i do czego przekonywali ją całe życie.
4. W rodzicach
Ich relacja stała się bardziej dojrzała. Choroba przyspieszyła też „rozliczanie się” ze swoją przeszłością – dzieciństwem.
Co dała choroba:
- mi:
- pokazała, że można z nią normalnie żyć i traktować jako element codzienności
- pokazała, że nie ma co unikać rozmów o niej, i warto traktować ją tak jak jeden ze zwyczajnych tematów
- więcej pokory do nieprzewidywalności, którą niesie każdy dzień
- pokazała, że wbrew przekonaniu, iż z poważną chorobą jest ciężko normalnie i zwyczajnie żyć, to jest zupełnie odwrotnie. Zdecydowanie da się żyć tak jak kiedyś i tak jest nawet lepiej niż „nosić” tę chorobę codziennie w sobie i ze sobą.
- nam:
w pewnym sensie więcej spokoju, w takim znaczeniu, że nauczyła być gotowym na wszystko. Bo poza wszystkimi badaniami, wynikami, chemiami i efektem, na który trzeba było czekać etc., choroba nauczyła, że raz będzie dobrze, raz gorzej i nie ma się co zastanawiać nad tym jak będzie, tylko działać na podstawie tego, jak jest. A to wiązało się, mimo całej otoczki choroby, z pewnego rodzaju większym spokojem.
KUBA
Mnie nauczyła cierpliwości…podczas choroby mojego Taty…godziny spędzone na korytarzach szpitala, które na początku drogi były takie nieznośne i ciągnące się minuty, sekundy, narastająca złość i frustracja…Tylko po co? Czy ten pęd w jakim żyjemy, te uciekające minuty, godziny przez palce jak ziarnka piasku mają jakieś znaczenie gdy jesteś tam, na korytarzu szpitala, czekasz na wyniki, diagnozę, wizytę u lekarza i liczysz na cud…a on nie nadchodzi. Zderzasz się z rzeczywistością jak ze ścianą i zaczynasz się zastanawiać czy te minuty, sekundy, tak cenne i niepowtarzalne, które zostały poświęcone na złość, negatywne emocje nie można spożytkować inaczej? Czy to nie są te sekundy, minuty, w czasie których mogę po prostu BYĆ z TATĄ i poświęcić ten czas tylko dla niego…bo nie wiem ile jeszcze tych sekund i minut zostało…jak się okazało niewiele…dla mnie niestety za mało…