ODCHODZENIE

Choroba to mój uniwersytet.

Choroba ukochanej osoby jest szansą na zmianę, całej Naszej Trójcy i szansą by zrozumieć, siebie i świat.

24.07 2019 z esemesowej rozmowy.

Ja

Basia z chemii zrezygnowała. I ja ją rozumiem – już nie daje rady. Zaczął się dla całej naszej rodziny najtrudniejszy czas. Odchodzenie. Tak po ludzku to jest mi ciężko, jak chyba całej naszej Trójcy. A po rycersku wiem, że trzeba iść do przodu i że to pokonamy. Przygotowywaliśmy się do tego siedem lat – tak po ludzku to wiem, że was też to boli ale tak po ludzku to jak mam nie pisać szczerze do przyjaciół… Wszyscy więc idziemy dalej. Takie życie – kolejna „banalna” prawda. Jak macie potrzebę to piszcie i dzwońcie.

D. K.

Ja chcę pogadać ale teraz jak czytam, to ryczę, muszę się zebrać. Rysiu jesteśmy z wami myślami, sercem, jak można przekazać energię miłości w takiej sytuacji nie wiem.

Ja

Kubuś za jakiś czas wyjedzie, potem muszę pozałatwiać różne sprawy. Jak będę gotowy na rozmowę dam znać. A teraz zajmijmy się życiem. Chciałem tego waszego wzruszenia uniknąć, ale widać się nie da.

Co zrobić w obliczu śmierci, gdy twoja najbliższa osoba, którą kochasz, umiera? Poddać się śmierci i oddać się życiu. Żyć i robić swoje. Załatwiać sprawy, robić zakupy, jeść, spać.

Basia co jakiś czas siada na łóżku i długo siedzi. Podpiera rękami opadającą głowę, tak się jej lepiej oddycha. Łokcie opiera o uda, od tego podpierania się ma strasznie duże siniaki na udach. Ma podłączony kondensator tlenu. Ciągle mi jej żal.

Ma założony cewnik, a ja co jakiś czas podaję jej domięśniowo morfinę i zapisuję godziny, by z tego stresu się nie pomylić. Za dużo nie dobrze, za mało też źle. Jak to się robi już któryś raz, któryś – to jakoś idzie i stres mija i jest łatwiej. Basia ma wszczepiony wenflon.  

Morfina godz. 9:15 następna dawka 11:30. Zapisałem, by się nie pomylić!

Oprócz tego Basia ma podawaną morfinę dożylnie. Taka mała pompka na bateryjkę stopniowo morfinę wstrzykuje. Na podłodze folia, bo dużo różnych płynów się rozlewa. Obok mały stolik, na nim różne Basi potrzebne rzeczy i „picionka” czyli po prostu coś do picia. Obok stoi turystyczna, plastikowa, samochodowa lodówka z wkładami, by napoje były zimne.

LODÓWKA

Nasza niebieska, ukochana, samochodowa plastikowa lodówka, kupiona przez nas – na pierwszy nasz długi wyjazd do Paryża, a właściwie pod Paryż, do Basi koleżanki z podwórka, gdy były sobie jeszcze takie dwie malutkie dziewczynki –  do MEAUX. 

Nie było nas stać na tę lodówkę. Pamiętam, że pieniądze na nią dała nam Basi mama, wtedy były chyba jeszcze stare pieniądze. Kosztowała chyba z 500 złotych???

Nasza pierwsza podróż z lodówką do Paryża i Meaux bardzo ułatwiała nam wakacyjną podróż, no i zaoszczędziliśmy trochę kasy, bo nie musieliśmy jedzenia i picia w podróży kupować!

Pierwsza wyprawa w daleki nieznany świat.

I ostatnia wyprawa, też w daleki, nieznany świat –  naprawdę w – Nie – Znany, bo nikt jeszcze z tej podroży nie wrócił i jak tam jest – nie opowiedział.

To już na pewno nasza ostatnia wspólna podróż. Następnej już nie będzie.

Dlatego wiem na dzisiaj, że lodówki nie oddam, nie wydam nikomu, niech mi przypomina naszą ostatnią – wspólną podróż… Ostatnia podróż z niebieską lodówką.

Basia, Lodówka i Ja.

Co jakiś czas wymieniam wkłady, by w lodówce było zimno, by jedzenie się nie psuło. Jest lato, sierpień, bardzo ciepło.

Basia już nie ma siły na słowa. Ja mówię. 

Chcę moją głowę oprzeć na jej ramieniu, nie mogę, chcę delikatnie objąć ręką Basię i przytulić, nie mogę, bo „Rysiu, jest mi za ciężko…”.

Co mogę robić w tej chwili? Mogę delikatnie głaskać po plecach, głaskanie na szczęście nie boli.

Tyle!

Tu już słowa nic nie znaczą. Tylko leżąca obecność. Najgorsze jest chyba, że chcesz wszystko zrobić, by było jak najlepiej, a to po prostu się nie udaje. I wtedy jest ogromny żal. 

Wielka rozpacz i pytanie do…? Dlaczego tak? Dlaczego się nie udaje? 

Wszyscy wiemy, że to jest ostatni etap. Basia wciąż siedzi z podpartą głową i łokciami na kolanach, tak jest jej  naprawdę lepiej. A ja, jak piesek za jej plecami skulony, chcę być bardzo blisko niej – jak najbliżej. Leżę na łóżku skulony za Twoimi plecami Basiu. I co jakiś czas zasypiam ze zmęczenia.

Moje zmęczenie…

Czymże ono jest w porównaniu z litrami chemii wlanymi w Ciebie, operacjami, duszeniem się i na początku choroby i teraz. Na początku choroby też był kondensator tlenu i jest teraz. Zamieranie kolejnych organów, które przecież musi boleć i ta pierdolona woda w płucach, która dusi i nie daje oddychać, przecież to też musi bardzo boleć – a o tym, że Basia się dusi nie mogę nawet myśleć.

Teraz – jak już wiem co to znaczy okropny ból zęba, jeszcze bardziej czuję Twój ból Basiu…

Co to jest ból zęba, nawet kilka dni, w porównaniu z Twoim bólem przez lata Basiu…

Gdybym te wszystkie komórki mojego strasznie – mnie bolącego zęba, tak sobie wałkiem do ciasta rozprasował, byłoby to – może – kilkanaście centymetrów kwadratowych…

A gdybym tak tym samym wałkiem do ciasta, rozwałkował wszystkie bolące komórki Basi z całego jej ciała, to byłyby to metry kwadratowe.

Tak-  to jest bardzo proste porównanie, może nawet prymitywne, ale bardzo działa na moją wyobraźnię.

Basia wciąż ciężko oddycha, głaszczę ją znowu po plecach i znowu zasypiam.

Głaskanie. Najprostszy przekaz miłości, czy Basia ją jeszcze czuje?

Nie mam pretensji do świata, Boga, kosmosu, że tak jest.

Jestem znowu zmęczony.

Znowu zasnąłem i obudziłem się wciąż zwinięty w kłębek, tak mi wygodniej.

Nie, nie ma we mnie bohaterstwa. Nie czuję się bohaterem. Tak po prostu jest i ma być.

Łóżko pneumatyczne obok – a Basia na nim nie leży. Jestem wściekły, bo byłoby mi łatwiej pomagać Basi i podnosić ją, ale czy Basia chce leżeć na tym obcym łóżku do umierania?

Co my, zdrowi, wiemy o wieloletnim bólu…

Basia często powtarzała przez 8 lat „chcę umrzeć”, a Beata mówiła, że Basia nie chce umrzeć, że Basia chce żyć! Gdybym wtedy miał wiedzę, jaką mam teraz, że organizm słabnie powoli, że dzisiaj Basia jeszcze jest w stanie dojść do ubikacji, a jutro już nie – a pojutrze może tylko usiąść na krzesełku, sedesie, a następnego dnia już nie usiądzie i tak aż do bezwładnego leżenia i końca…

Moja świadomość i wiedza…

Była taka, że skoro Basia ze mną rozmawia, to może poruszyć ręką, nogą, może się obrócić i pójść do ubikacji, albo usiąść na sedesie…

Nie, nie może. Próbowaliśmy ponad godzinę razem usiąść i nic!

Nic nie może.

Niestety, nie może.

Niestety, nie da rady.

Niestety, na nic już nie ma siły, nawet na oddychanie.

Nie udało się zdążyć do hospicjum.

Jeżeli osoba, którą się opiekujesz, nie chce iść do hospicjum i nie chce leżeć na specjalnym łóżku, to się zabezpiecz na wszelkie sposoby, byś dał radę. Pytaj fachowców i lekarzy z hospicjum co masz zrobić, by dać radę…

Jak to jest, że w hospicjum można być ludzkim, a w szpitalu się to nie udaje. I nawet lekarze w szpitalu i ze szpitala, mówią: zabierzcie ją stąd do hospicjum!

Teraz po wielu miesiącach od odejścia Basi wiem, że Basia chciała odejść na swoich warunkach: w swoim łóżeczku, ze swoją poduszeczką pod pachą, bo tak bardzo ją lubiła.

Teraz rozumiem lekarzy z hospicjum, którzy mówili: wola pacjenta, do końca wola pacjenta.

A ja nieświadomy, może w jakimś racjonalnym szoku – wiem, że to sprzeczność racjonalny szok, ale jestem chyba w szoku, bo pytam pani doktor z hospicjum: jak długo to potrwa?

Pytam jak o samochód.

Jak długo będzie jeszcze jeździł?

Pytam jak o pralkę: jak długo jeszcze będzie chodzić?

Ale niestety w tej chwili nie mam innego pytania.

Pytanie: jak długo to potrwa?

Wiem, że tak się pyta, wszystko to wiem! I wiem, że to jest w jakimś sensie normalne, powszechne, ale ja pytam o Basię, a nie o samochód.

Ja chciałbym zapytać o Basię, moją żonę – Basię, mamę naszego syna, z którą przeżyłem 35 lat, nie tak jak o samochód, ale jak o człowieka.

Jak o człowieka. Tak! Wiem, że tak się pyta, ale ja chciałbym zapytać jak o żonę, kochaną żonę.

I wiem, że można użyć innych słów – cieplejszych.

I wiem, że można wykazać więcej empatii.

Tak bardzo bym chciał ale

…nie umiem

Pytanie, które nie powinno być nigdy zadane, bo to pytanie ukryte: kiedy Basia umrze?

I co ma mi powiedzieć pani doktor z hospicjum, że będzie dobrze? Nonsens, ile razy słyszałem „będzie dobrze” widziałem złość Basi…

Kochani, nie mówcie śmiertelnie chorym i umierającym „będzie dobrze”, wszystko, ale nie to. Oni wiedzą, że umierają. Weźcie ich za rękę, albo nie mówcie nic. Powiedzcie, że nie wiecie co powiedzieć, że wam głupio, cokolwiek ale nie, że będzie dobrze bo przecież wy tego nie wiecie…

Moja obecność przy Basi.

Moja bezradność przy niej, bezradność nas obojga to nas łączy…

Karmię Basię, podtrzymuję kubek, z którego może już pić tylko przez rurkę.

Nawet w tak trudnej sytuacji są dobre dni i chwile.

Dobre dni…

Przed odejściem Basi udało się załatwić wszystkie ważne sprawy.

Udały się pożegnalne rozmowy z Kubą o miłości mamy do syna i syna do mamy.

Udało się nam z Basią porozmawiać o naszej miłości.

Byłeś miłością mojego życia Rysiu, wszystko co robiłam, robiłam dla ciebie Rysiu.

Byłeś tylko Ty…

Omówiliśmy wszystkie ważne rodzinne sprawy.

Rachunki, kredyty, płatności, gaz, prąd ,ubezpieczenia, kredyt…

I że Basia chce być skremowana.

I że chce leżeć w rodzinnym grobie urnowym, a nie na cmentarzu naszym parafialnym.

I że chce, by puszczono jej „Ciszę”  Budki Suflera gdy urna zjedzie w dół.

Ustaliliśmy nawet jaki ma być pomnik i krzyż, i tak jest jak Basia chciała, a ja jestem szczęśliwy, że się udało.

Ustaliliśmy, którą z toreb Basi – której dać koleżance – Nasze Multi Kulti.

A wcześniej jeszcze, przy większej świadomości, Basia powiedziała „Chciałabym, byś Rysiu  nie był sam i byś sobie kogoś znalazł.”

Nawet proponowała mi kandydatki, ale mi nie pasowały i później śmialiśmy się w tak trudnej sytuacji – może to był nasz ostatni wspólny śmiech i nie przez łzy i sprawdziło się po raz kolejny to, co mówiła Beata: mówić – nie bać się mówić o śmierci.

A później, już po odejściu Basi, dowiedziałem się od naszej koleżanki, która zapytała „co mogę zrobić dla Ciebie, Basiu?” – „Zaopiekuj się Rysiem i pomóż mu…”.

Omówione prawie wszystko…

Czy można powiedzieć, że to dobre chwile i dobre dni, bo się udało to wszystko ustalić?

Tak! Wystarczy pomyśleć, co by było, gdyby się nie udało…

Bo kochać to znaczy.

Być

A Być – to Obecność

Obecność przy najbliższej osobie.

I nic innego się nie liczy

To największy dar.

Dar z Siebie.

Dobre chwile i dobre dni.

Dobranosz Basiu..

Śpij spokojnie, Twój Ryś.     

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!