KIEDY BASIA UMRZE

Kiedy Basia umrze…

Mówi do mnie Marysia Cegiełka Augustyn, moja koleżanka ze studiów, gdy jedziemy do filharmonii w Wałbrzychu na koncert jej córki Kingi, która przyleciała ze Stanów. Basia miała pójść z nami na ten koncert, ale się nie udało, kolejny atak choroby i została sama w domu, jest tak słaba, że nie zeszła do nas, nawet na chwilę podczas całej krótkiej wizyty Marysi.

Koncert

Karol Lipiński – koncert na skrzypce i orkiestrę D – dur „wojskowy” Kinga Augustyn

Jest 01.03, piątek 2019 godz. 18:05

Od jakiegoś czasu wszystko co się z Basią i z nami dzieje podczas choroby zapisuję na bieżąco. Chcę złapać to, co najważniejsze tu i teraz.

Od jakiegoś czasu piszę już książkę. Wiem, że dzieją się rzeczy trudne, nawet bardzo trudne i wiem, że to właśnie muszę opisać. Zapisane zdarzenia, sytuacje po czasie nie będą już do końca prawdziwe, ulotnią się w chmurze.

Jedziemy sami, bez Basi, z Marysią do filharmonii, nie pamiętam już o czym rozmawialiśmy z Marysią, podczas rozmowy Marysia mówi: Kiedy Basia umrze…

Marysia powiedziała to tak po prostu, normalnie bez emocji – i wiem, że powiedziała prawdę, że tak będzie i nie wiem co mam z tym zdaniem zrobić?

Kiedy Basie umrze… Marysia tak mówi, że robi się taka, jakby normalność życiowa, Marysia wie co mówi. Marysia ma już za sobą przykre doświadczenia rakowe, może dlatego.

Kiedy Basia umrze… to zdanie w jej ustach tak normalnie brzmi.

Mam przed oczami Basię i wszystkie jej blizny i podbiegnięcia krwawe po zastrzykach w brzuch,  by się krew rozrzedziła – widzę cierpiące i zmęczone oczy, pokłute ręce i nogi widzę i kroplówkę wiszącą na lampie i wenflony w ręce i brzuchu do podawania leków przeciw nieustającym mdłościom – i widzę wszystkie obrazy z naszego ponad 35 letniego małżeństwa i widzę zdjęcie Basi w mojej żółtej bluzce i czerwonych spodniach, z rozwianymi włosami, szczęśliwą, szczupłą, na plaży w Jastrzębiej Górze w 1985 roku, rok po naszym ślubie. 

I widzę wiele innych  obrazów dobrych, gorszych, złych… I nie wiem jaki film w głowie wyświetlam, bo w ciągu sekundy widzę setki obrazów. A jednak to możliwe, taka duża ilość obrazów w tak krótkim czasie.

Kiedy Basia umrze… co z tym zdaniem zrobić?

Jest środa 06:30 rano 27. 02 2019 

Zapisuję daty i to, co Basia mówi. „Myślę, że to już koniec, przygotowywaliśmy się do tego od początku”

05. 06 23:01 w Nocy. „Prawdopodobnie będzie tak: ja będę leżała – ty obok – weźmiesz mnie za rękę i ja umrę”.

Niestety Kochana, tak się nie stało, a tak bardzo tego chciałem, byłoby mi łatwiej i lżej teraz – lecz przyjechał lekarz skurwysyn z pogotowia bez serca. Tak – będzie jeszcze drugie brzydkie słowo w tej książce. I to wszystko.

Podczas krótkiej rozmowy na ulicy sąsiadka: „panie Rysiu, jak Pani Basia jeszcze żyła…” – ale Basia jeszcze żyje, pani Lusiu… „o przepraszam, Panie Rysiu”. Nic nie szkodzi, pani Lusiu…

Naprawdę to mnie nie zabolało, bo wiedziałem, że tak się stanie.  Oni już w sobie Basi nie mieli tak jak ja i Kubuś. Śmierć była już bardzo blisko oni to widzieli i czuli. Basia żyła dla siebie, dla mnie i Kuby, nie dla nich.

Chorobowe życie…

Basia kolejny raz źle się poczuła, zadzwoniłem do hospicjum, by się poradzić. Przyjechała córka naszych znajomych, Patrycja Marciniak, tak sama z siebie i powiedziała, że  wszystko ok. Basia zdenerwowała się, bo zadzwoniłem bez jej wiedzy a ona uważała, że się czuje dobrze. Basia nie lubiła nikomu sobą zawracać głowy. Tak dla samej siebie Basia czuła się dobrze, dla niej jej stan był normalny, to że dyszy, że jest słaba itd. ale nie dla mnie, ja się po prostu bałem.

Po wyjeździe Patrycji rozmawialiśmy. „Basiu ty musisz mnie zrozumieć – dla ciebie ta sytuacja jest normalna, bo cały czas chorujesz a ja się po prostu boję! Basiu. Ty wiesz, że ja wiem co się dzieje i wiem również, że ty wiesz –że ja  wiem i widzę wszystko!”

Miesiąc później okazało się, że Basia nie żyje… Medycznie może było wszystko ok-  słuchawki niczego złego nie pokazywały, ale ja już wtedy chyba śmierć w Basi widziałem.  

Basia – „Na początku pogadali, powspierali i przyzwyczaili się, że jest dobrze. A teraz właśnie ciepła najwięcej potrzeba, bo człowiek słabnie i nie ma nawet już siły, by odebrać telefon.”

Jest w ludziach naturalna potrzeba by Basia żyła i dlatego chwytają się każdego dobrego dla nich znaku. Widzą Basię w supermarkecie z wózkiem jak go prowadzi  – i nie wiedzą, że gdyby nie wózek, to Basia nie byłaby w stanie iść. Widziałam wczoraj Basię w sklepie, robiła zakupy, dobrze wyglądała… – to już dobrze nie?

Jak się czuje Basia?

Jest w domu.

A w domu? To nie w szpitalu?

Tak, nie w szpitalu, w domu.

A to dobrze… Nie?…

Każda sytuacja w której widzi się Basię, która idzie, uśmiecha się i nie leży w szpitalu.

To dobrze.

Bo chcemy, by było dobrze i jest dobrze.

Nie, to nie są żadne pretensje i zarzuty, bo tak po prostu jest. Ludzie przyzwyczajają się, że jest już dobrze, sami się utwierdzają, przecież to już 8 lat i chcą, by było dobrze i według nich jest dobrze, bo skoro widzą Basię w supermarkecie i wygląda dobrze – to jest dobrze, a jest, niestety, coraz gorzej!

Bądźmy z naszymi przyjaciółmi do końca  – bo koniec jest najtrudniejszy.

Chciałem Ci Basiu dać ostatnią morfinę – trzymać Cię za rękę i odprowadzić Cię tam…

Byłem na to gotowy. Niestety nie udało się. 

Kiedy Basia umrze…

Nie wiem….

Jak przyjdzie czas…..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!