WSPOMNIENIA

„Ona bardzo cierpi, ale innego wyjścia nie ma – musimy czekać” – to słowa, które wciąż do mnie wracają. Tak powiedziała mi dr A.S., ordynator oddziału chemioterapii, gdy poszedłem do jej gabinetu, wieczorem.

Nie muszę tego wszystkiego, co się z dzieje z Basią, nazywać cudem, ale mija siedem lat –  Nadzieja… zawsze jest Nadzieja…  i to ja tej Nadziei daję imię.

Tak czasem sobie mówiłem, siedząc sam w nocy w fotelu.

Wspomnienia wracają z różnych stron… z naszego 35 letniego życia. Wracają z  miast, podróży z wakacji i z moich myśli. Wracają imiona wszystkich kotów, wraca całe przeszłe życie Basi, Kuby i moje. Wraca nasze życie, by na chwilę znów we wspomnieniach ożyć!

Tyle tych wspomnień, przychodzą – nagle z różnych, światów, porządków, smaków, zapachów, oglądanych wspólnie filmów i spacerów z Basią. Wspomnienia świąt – Nowych Roczków i żegnania Starych, tyle jest tych wspomnień we mnie… gdzie się to wszystko mieści? Pytanie dorosłego człowieka jak dziecka… To niemożliwe, że aż tyle – każdy detal, chwila, moment, uśmiech, jedno słowo – wszystko nagle się przypomina, bez żadnego porządku!

Nie jestem w stanie zapanować nad tymi wspomnieniami, bo nie ma w tych wspomnieniach żadnej zasady. Jedno jest pewne, że jak znikną to za jakiś czas znowu powrócą, co je łączy, jaka nić? Nie to nie jest nić, to pajęczyna i nie sposób się z niej wyplątać!

Nie jestem w stanie zabezpieczyć się przed tymi wspomnieniami, zawsze będą wracać i będą bolały.  Wszystko  co się tu i teraz dzieje, może te wspomnienia przywołać! Na jakim dysku są zapisane? ile ten dysk twardy ma pamięci miękkiej?

Na szczęście te smutne wspomnienia zmieniają kolory, robi się wtedy jaśniej i powoli wracają kolorowe obrazy i słowa i zaczyna się przeszłość rozświetlać.

Kawa…Proponują mi kawę. Gdy jestem u znajomych, teraz  – na tak zwanym wsparciu, tak sobie mówię bo się mnie teraz wspiera, zaprasza bym nie był sam i w samotności nie cierpiał. Naprawdę bardzo sobie to cenię.

Kawa

– a mi się natychmiast przypomina, jak Basia wszystkim serwowała swoją ulubioną kawę z dużą ilością cukru, lodami i jeszcze z czymś.

Mógłbym spisać pamiętnik kawowy. Kawa wypijana w różnych miejscach, miastach, domach, czasach, w naszym domu i niekończące się rozmowy przy kawie i rożny smak tej kawy.

I kawy kupowane mi przez lata przez Basię – zawsze dobre. I „wypij Rysiu drugą kawę, to będzie ci lepiej…” często w czasie wakacji, gdy jechaliśmy długo i byłem zmęczony.

Bo mam naturalnie niskie ciśnienie, tętno, bezdech i bradykardię.

Jadę do kolegi Kuby, do Lubomina, do Piotrka Romańskiego, by mi pomógł w komputerowych sprawach, bo teraz muszę sam kompa bardziej ogarnąć – przedtem w komputerowych sprawach pomagała mi Basia i dzięki temu ja miałem więcej czasu na swoje rożne sprawy – na czytanie, pisanie bloga, na ogród, na film, który ja chciałem oglądać a Basia nie…

Lubomin – dojeżdżam, jestem na miejscu – skarpa z iglakami koło domu całkiem zarośnięta. I nagle wspomnienie… Ach przecież kiedyś tu w Lubominie byłem z Basią, wiele lat temu, Basia wtedy była zdrowa… a iglaki… były dopiero co posadzone. Tak! A teraz już skarpy nie widać. Taaak, byłem tu z Basią… było słoneczne, ciepłe popołudnie, a my siedzieliśmy sobie przed domem i była kawa i jakieś dobre domowe ciasto, i rozmowa, i sad na wzgórzu w oddali za nami…

Kawa i iglaki –  aaa my też kiedyś kupiliśmy iglaki do naszego ogrodu i sami je posadziliśmy. I wspomnienia, które się nagle rozsypują jak magiczne kulki z zaczarowanego koszyczka… Taaaak…  bardzo te iglaki urosły, a Basia w międzyczasie zgasła.

Gdybym wiedział, że w tym Lubominie wszystko z tamtego czasu, tak nasączonego radością tamtego życia mi się przypomni, to bym do tego Lubomina chyba nie pojechał.

Ach – gdyby to tak łatwo można było przewidzieć. Jak te wspomnienia się do mnie dostają,  jak mnie „opa–nowy-wują”, z której strony, może z wyobraźni, może z rzeczywistości, a może z języka lub  smaku –  kawy?

Nieprzewidywalny, niecykliczny rytuał…

Nie mogę przed  tymi wspomnieniami się zabezpieczyć, ale teraz już nie chcę się bronić, bo te  wspomnienia mnie leczą, bo było naprawdę wiele wspaniałych chwil…

„Dobrym małżeństwem jesteście, Węgrzynki”  tyle razy tak nam tak mówiono.

I kolejne wspomnienie, gdy czasem spotykam Basi koleżanki, te z sądu, które do nas przychodziły we wszystkie te święta przez siedem lat i nie tylko. Te odwiedziny mówiły Basi – mimo, że z nami nie pracujesz – jesteś wciąż z nami. Nie umarłaś dla nas Basiu…

Dziewczyny….

Lubimy te wasze odwiedziny i zawsze na  nie czekamy i teraz przypomina mi się ten rytuał przez lata – rozpakowywanie w kuchni świątecznych darów, od kogo co i później zapisać, by każdemu indywidualnie podziękować i opisać jakie były śledzie, jaka sałatka, uszka, barszcz, jak smakowała ryba po grecku i kiełbasa biała i własnoręcznie tarty chrzan i jaka była ta wielkanocna piaskowa babka?

…Może te wspomnienia to taka moja rozmowa z samym sobą, bez Basi ale z Basią w sobie?

Mija już 8 miesięcy jak Basia odeszła… A ja, nie mam z kim o codziennym prostym życiu porozmawiać – co się działo w teatrze, co jadłem na mieście i co ksiądz mówił na kazaniu. Nie mam prostych codziennych rozmów o życiu. Nie mam skomplikowanych – o świecie, ludziach, filozofii i Bogu i sensie życia.

Gdy moja mama odeszła, rozmawiałem z Basią o mojej mamie miesiącami i temat żałoby przerobiłem, bo mówienie jest naturalną potrzebą człowieka i pomaga. Teraz Basię  układam sobie sam, ze swoimi myślami. A jak by to Basia skomentowała, co by powiedziała na ten temat?

I znowu inna kawa, do niej makowiec od dziewczyn przyniesiony, ja siedzę u góry a Basia leży w łóżku obok i tak po prostu sobie – rozmawiamy o życiu. 

Nie ma tych rozmów.

Tak naprawdę to nie jest mi smutno, samotnie i ciężko, brakuje mi tylko tych rozmów… Gdyby nie te cholerne wspomnienia jak wracam do domu wieczorem z próby…

Patrzę w okno u góry, czy się świeci czy nie, co zastanę, czy Basia żyje czy nie. Na początku choroby szybko biegłem na gorę, by w razie czego, natychmiast zareagować, ale później już nie biegłem. Pojawił się racjonalny nawyk, nawet gdy szybko wbiegnę na górę i gdyby coś się już działo, to i tak nie zdążę pomóc. Rezygnując z szybkiego wbiegania zyskałem spokój, a to bardzo ważne!

Taka strategia – dbania o siebie.

Wspomnienie – jedno z najtrudniejszych, powracające często.

Jak tylko Basia zachorowała, w pierwsze chore święta Bożego Narodzenia, kiedyś w nocy, pojechaliśmy samochodem zobaczyć, jak jest udekorowany Wałbrzych, jak choinka świeci i lampiony i jak miasto wygląda w święta. Basi ta wycieczka bardzo się podobała i później o tej naszej nocnej eskapadzie wszystkim opowiadała.

Jak to Rysiu zabrał mnie na świąteczną wycieczkę po mieście i pokazywał jak dziecku udekorowane świątecznie miasto. Taka świąteczna – nocna wycieczka. I tak było przez te wszystkie kolejne lata. Świąteczna wycieczka w miasto by sprawdzić, jak w tym roku wygląda miasto i czy choinka stoi jak zawsze w tym samym miejscu. I tak powstała siedmioletnia tradycja świątecznych nocnych wycieczek.

Wspomnienia…

… ale gdy już Basi zabrakło, to ta moja świąteczna jazda po oświetlonym mieście w nocy, z próby zawsze mnie bardzo bolała. Niestety nie było innej drogi do domu. I tak to, co dawało mi dużo energii, nadziei i siły życiowej, gdy jeździliśmy z Basią, to teraz ta droga do domu bez Basi, była dla mnie bardzo trudna i ciężka do pokonania.

I tak wspomnienia się otwierają i z jednych wspomnień wpadam w drugie. Wszystko w tym ciągu wspomnieniowym się otwiera, jak w czarodziejskim zamku, gdzie każde drzwi prowadzą w nieznane a po otwarciu ich – jak we śnie wszystko może się zdarzyć.

Poukładanie wspomnień z 35 lat pomaga, chcę to zrobić i poukładać sobie nasz przeszły czas.

Pomagają mi  w tym poukładaniu rozmowy przez telefon z Kubą, a kiedy Kuba przyjeżdża do Wałbrzycha, wtedy jest spokojnie, domowo i tak normalne. Pomagają mi również rozmowy z Beatą, ale to są tylko telefoniczne rozmowy. Odkładam słuchawkę i znów jestem sam i nie mam z kim rozmawiać, a właśnie teraz rozmowa na świeżo jest mi najbardziej potrzebna. Na szczęście zaakceptowałem tę sytuację i wiem, że wychodzenie na prostą będzie trwało dłużej.

Poukładać sobie w sobie 35 lat, odkryć co się przez te lata z nami i w nas tam głęboko w środku się działo.  Dziękuję Ci, Kubusiu i dziękuję Ci, Beato.

I jeszcze do powracających wspomnień, bo to się łączy.

Często jest tak, że moi znajomi, przyjaciele i bardzo bliskie mi osoby, chcąc mi pomóc, wesprzeć i dodać otuchy, dają mi różne rady, jak mam postępować, co robić, ale tak naprawdę to nie wsłuchują się we mnie do końca, nie słuchają, co mówię, co czuję i czego mi brakuje.

Często mam wrażenie, że słyszą tylko swoje myśli i swoje rady, które zaraz mi przekażą jak tylko ja skończę mówić. I mówią: nie martw się, ty już swoje wycierpiałeś, już wystarczy, zrobiłeś wszystko co mogłeś. My ciebie podziwiamy. Nic więcej nie mogłeś zrobić, zrobiłeś wszystko, co mogłeś, nie możesz tak ciągle do tego wracać. Dzielisz włos na czworo. Nie obwiniaj się, chociaż ja się nie obwiniam. Niektórzy mówią nawet: Bóg tak chciał, co mnie irytuje, bo ja nie wierzę, że Bóg chce, by ktoś umarł. To tak jakby ojciec chciał, by jego syn, córka lub matka umarli, bo taki jest jego plan, bo tak będzie dobrze.

Czasem mam wrażenie, że oni myślą, że ja chcę się umartwiać i cierpieć i tak kąpać się w cierpieniu. A te wspomnienia są silniejsze ode mnie i ja nie mam na nie wpływu. Ja też chciałbym, by się to wszystko skończyło, by te wspomnienia już nie powracały albo jeżeli już wracają, to żeby mnie nie bolały bo przecież wracają dobre i bardzo dobre wspomnienia. Chciałbym, by było już normalne życie…

Wiem, kochani przyjaciele, że wy to wszystko z dobrego serca, że wszyscy życzycie mi dobrze i chcecie, bym ja po prostu nie cierpiał. Ja naprawdę to wiem, ale posłuchajcie mnie proszę co ja wam mówię i usłyszcie mnie… Nie, to nie jest wasza wina, wszyscy nie mamy wiedzy jak się zachowywać i postępować w takiej sytuacji.

Psycholodzy mają.

To co mamy robić Rysiu?

Współtowarzyszyć

Współodczuwać

Współuczestniczyć

I słuchać. To wystarczy.

I jeszcze jedno ostatnie już na koniec.

Gdy kiedyś, w kolejnej rozmowie telefonicznej, zapytałem mojego brata, Tadzia, któremu też żona odeszła na raka, jak długo to wszystko będzie trwało i jak długo te wspomnienia będą wracać, Tadzio powiedział – zawsze, tylko z czasem będą blaknąć.

Pomyślałem sobie później, że skoro zawsze Basia będzie ze mną w tych moich wspomnieniach, to ja sobie Basię psychicznie stworzę na nowo.

Tak sobie to wszystko w głowie poukładam, że  stworzę sobie taki obraz Basi, że ona jest ze mną zawsze, np. we Wrocławiu, albo w drugim pokoju, tylko ja jej nie widzę, bo jest w swoim duchowym ciele. I tak się stało i bardzo dobrze mi się z Basią rozmawia. To co kupić dzisiaj na obiad, Basiu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!