Na samym początku jak tylko zacząłem pisać pomyślałem, że napiszę również o osobach bardzo ważnych dla mnie w tej chorobowej wędrówce. Wiedziałem, że napiszę o Basi – Kubie i Beacie.
Właściwie o wszystkich piszę w każdym rozdziale.
Kuba
Co napisać o moim synu, synku z mojego ciała i krwi…
Nasz Syn, który pomagał nam i pomaga mi teraz.
Słowa
– nie umiem opisać – słowa nie oddają tego, co było.
Nasz Syn, Kuba, który był zawsze z nami i który z oddali wszystko w sobie przeżywał…
Czy przepracował żałobę?
Kuba, Kubuś…
Co o Tobie o Nas i o tych naszych chorobowych rozmowach – przez lata napisać – jak znaleźć tych kilka zdań…
Nie wiem, czy znajdę te zdania… A jak nie znajdę, to i tak te proste zdania o tych naszych rozmowach i nieprzespanych nocach i strachu – zostawię!
Nasze życie, z tą naszą ośmioletnią chorobową walką, często było kulawe ale to było – życie!
„Co mnie tak żre?” – mówiła Basia
Po roku poszukiwań już wiemy.
Rak – Od razu ustalaliśmy plan, co z tym rakiem robić i już od samego początku, była to choroba Naszej Trójcy! Daliśmy znać Kubie.
Kuba jak tylko mógł, zwłaszcza na początku choroby, przyjeżdżał do Wałbrzycha, by nas na różne sposoby wspierać. Pomagał w załatwianiu różnych organizacyjnych spraw. W naszym domu w Wałbrzychu, pracował zdalnie w tak zwanym home office, dawało mu to możliwość bycia dyspozycyjnym. Kuba lubi gotować i umie, więc czasem nam gotował, robił zakupy, jeździł do apteki, dzwonił do wszystkich swoich znajomych, kolegów i koleżanek lekarzy i do kogo tylko się dało, by nam w tej trudnej sytuacji pomóc. Od samego początku chodził do pani psychoonkolog Beaty.
Zawsze wiedzieliśmy, że możemy na nim polegać, zadzwonić i poprosić o pomoc. A gdy Basia była we Wrocławiu na operacjach, to Kuba odwiedzał Basię i towarzyszył swojej mamie w szpitalu. Ten trzeci pobyt Basi we Wrocławiu był najdłuższy i przez cały ten czas Kubuś odwiedzał swoją mamę i ją wspierał.
Wiem, że to był ich bardzo dobry czas. Jak to dzisiaj brzmi – bardzo dobry czas.
Często podczas naszych trójkowych wieczornych rozmów, gdy Kuba przyjeżdżał, albo podczas długiego siedzenia podczas każdych świąt – przy stole – bardzo lubiłem te nasze stołowe długie rozmowy, a oni – mama i syn, opowiadali sobie o tych szpitalnych wrocławskich czasach. Nieraz obserwowałem, z jaką radością a nawet z miłością wspominali sobie ten wrocławski czas. Ta ich normalność w tym szpitalnym życiu sprawiła, że być może właśnie to był ich normalny zwykły – nieszpitalny czas. Kubuś przyjeżdżał po pracy do Basi i przynosił swojej kochanej mamie różne pluszaki, misie i takie inne różne śmieszne pluszowe zwierzaki.
Te pluszaki siedzą sobie teraz na pustym łóżku Basi. I tak jak tam w szpitalu pomagały Basi, bo były dowodem ich miłości, tak teraz pomagają mnie, gdy wieczorami patrzę na puste łóżko i widzę ich i naszą miłość. Jak napisać to ostatnie zdanie, by banalne nie było? Nie wiem.
To był Basi i Kuby dobry czas, którego tak w skrytości im trochę zazdrościłem, widząc jak sobie o nim opowiadają. Kubuś pomagał nam również w ostatnim etapie naszej drogi. Pamiętam, gdy którejś nocy, już naprawdę strasznie zmęczony, zdenerwowany tym, że Basia nie chce iść do hospicjum i nie chce się położyć na ortopedycznym łóżku, które stoi obok, chciałem ją podnieść, by się nie dusiła i zacząłem coś krzyczeć, wściekły, że Basia się na tym ortopedycznym łóżku nie położyła. Kubuś z drugiego pokoju przyszedł i pomógł mi Basię podnieść. I już było dobrze, a Kubuś powiedział: „tato, nie możesz tak podnosić mamy, bo ci kręgosłup wysiądzie.” I było ok. I to ja zasnąłem na tym ortopedycznym łóżku.
Wiedzieć, że się umiera i położyć się na łóżku przygotowanym na śmierć, teraz Cię Basiu rozumiem…
Później.
„Tatuś, zobacz jak się podnosi”, a przecież ja jako były sportowiec uprawiający judo wiedziałem, jak się podnosi ale w takiej trudnej sytuacji zapomniałem o tym, bo nie da się przećwiczyć śmierci i tego jak się ma towarzyszyć w odchodzeniu. To lekarze potrafią.
W tym czasie odchodzenia Basi, Kuba był z nami.
No i jeszcze nasze nocne rozmowy, przeważnie jak Basia spała i te rozmowy przez telefon. Rozmowy ojca z synem – wielogodzinne, które tak mi pomagały i dzięki którym tyle się nowego uczyłem od Kuby. I ustalanie planu co dalej.
Kiedyś, na samym początku Kubuś powiedział: „Tato, statystyka nas nie interesuje” – Tak, już gdzieś o tym pisałem. Wiem! Wtedy, na początku choroby, statystyki dawały Basi 5 lat w najlepszym wypadku, ale te 5 lat dotyczyło tylko małego procentu chorych. Basia żyła 7 lat.
Rodzina. Wydaje się że rozmowy, bycie razem, zakupy, apteka, gotowanie, to tylko proza życia – tak ma być, to nic specjalnego. A to właśnie- ta normalność życia w chorobie, to wspieranie się, pomaganie to wspólne razem bycie to, to jest Rodzina.
To jest wartość. Może właśnie dlatego wszyscy razem przesunęliśmy statystyki z 5 na 7.
Rodzina, bycie razem na dobre i złe.
Dziękuję Ci za to, Kubusiu.
Twój Tatinek Ryś – bo tak do mnie mówisz. No nie?