Basiu oddałbym Ci wszystkie moje żyły…
Podczas którejś wielkanocnej spowiedzi, to chyba było na początku choroby, bo pamiętam, że mówiłem księdzu spowiednikowi – że sytuacja z Basią w domu jest bardzo ciężka i nie wiadomo jak się skończy… ksiądz zapytał mnie: „czy jesteś na to gotowy?” – mając na myśli oczywiście, czy jestem gotowy na odejście Basi, powiedziałem: Tak, jestem gotowy!
Ale to nie była prawda! Tak wtedy myślałem, ale nie byłem gotowy i nie byłem gotowy, gdy Basia odchodziła i nie jestem gotowy do dzisiaj mimo, że od odejścia Basi minęło już 8 miesięcy.
Dzisiaj wiem, że nie można być gotowym.
Gotowym jest się w głowie, w wyobrażeniu, w myślach – nie można być gotowym, bo zawsze chce się mieć jeszcze jeden dzień, godzinę, minutę, na ostatnie słowo, bo zawsze jest jeszcze coś do powiedzenia i usłyszenia…
Basiu oddałbym Ci wszystkie moje żyły…
Tak, to prawda, oddałbym – na to byłem gotowy, ale też nie jestem pewien, czy nie tylko w głowie…
Basia miała bardzo głęboko schowane żyły, nie było ich widać! Bardzo trudno było Basi pobrać krew i z wkłuwaniem zawsze był problem, bo ręce były zawsze bardzo posiniaczone. I tak było przez cały czas. Sińce i nieustanne wkłuwanie się z nadzieją, że tym razem może uda się pobrać krew. Wkłuwano się gdzie tylko się dało. W nogi, w dłonie, w różne wolne miejsca, by tylko się udało – pobrać krew. Pod koniec już nie było miejsca, by się wkłuć, by znaleźć żyłę, bo te żyły z których dawało się pobrać kiedyś, już miały zrosty…
Basia podczas tych badań i wielokrotnego wkłuwania nie skarżyła się nigdy.
Bardzo było mi jej żal. Basiu, oddałbym ci wszystkie moje żyły…
Jak wszystko jestem sobie w stanie wytłumaczyć, zrozumieć, zaakceptować w tej chorobie, to tego bólu odchodzenia na koniec nie umiem zrozumieć, zaakceptować – nie umiem tego cierpienia przyjąć!
I tego duszenia i strachu
I tego proszenia – „ja już chcę umrzeć”
I tego „ja już nie daję rady”
„Módl się za mnie bym umarła.”
A mój ból?
Z moim bólem ja sobie daję radę.
Żyję!
Mam psychonkologa, Beatę, mam lekarstwa, świat, mam życie, perspektywę, mam syna, synową i wnuka Olafa.
Mam przyjaciół, książki i filmy. Mam wciąż moją wiarę, moje ulubione potrawy i czerwone wino, które tak lubię, i owoce, i jabłka, i gruszki, i truskawki…
Mam wszystko!
Nie mam tylko Basi!
Myślę, że w miłości trzeba o sobie dużo mówić, mówić wszystko, co się czuje, co boli. Mówić o swoich rodzicach, nie tylko te dobre rzeczy ale też te złe – nieświadomie wpojone nam przez nich, byśmy już w trakcie trwania małżeństwa rozumieli siebie, a nie dopiero po śmierci. Wiedzieć wszystko o bliskiej osobie to ją rozumieć, rozumieć jej zachowania, reakcje, emocje, wtedy łatwiej się dogadać i iść dalej.
Razem!
Bo te małe rzeczy, drobne, przykre, trudne, nie są ważne. To, co w sercu, w sobie miałaś Basiu, za to Cię kochałem, niestety mało o tej mojej miłości mówiłem. Pokazywałem miłość w codziennym życiu.
Fragment wywiadu, nie wiem z jakiej gazety. Walentynki 2012, jeszcze przed chorobą, wywiad, który Basia sobie wycięła i powiesiła na ścianie.
„Wyrzuciłem stare listy i szkolne wspomnienia. Ale te wszystkie po drodze miłości i te na dobre i te na złe, kiedy czegoś nie umiałem, poparzyłem się, wszystkie one prowadziły do mojej żony Barbary. Co do tego nie mam żadnej wątpliwości. Moja żona uwielbia koty. Którejś zimy w naszej dzielnicy…”
Basiu, dziękuję Ci za te wszystkie lata, za te wspaniale, dobre dni, i za tę miłość wyrażaną poza słowami. Dziękuję, że byłaś ponad 35 lat w moim życiu, tak krótko i za krótko!
Dziękuję Ci za to, że dzięki Tobie stałem się innym człowiekiem, może trochę lepszym. Nie umiałem mówić o miłości ale Ty wiesz, że starałem się, zawsze Ci ją pokazać. Kulawe dzieciństwo, które miałem, nie takie straszne w końcu, bo pełne dobrych chwil. Dzieciństwo rodziców powojennego pokolenia.
To kulawe dzieciństwo naszych rodziców obciążało nas oboje, traumy rodziców, którzy przeżyli wojnę. Twoja mama, na przymusowych robotach w Niemczech jako dziecko, co tam przeżyła nie dowiemy się nigdy. Moja mama w sierocińcu i jej tato, który zmarł, gdy Mama miała cztery latka…
Nasi rodzice… chcieli tylko, by był dach nad głową, nie było głodu i było ciepło, a o wzajemnych uczuciach i okazywaniu ich – prawie nic!
Oboje chcieliśmy być dobrą rodziną, być przyjaciółmi dla siebie i dobrymi rodzicami dla Kuby – chcieliśmy być po prostu dobrymi dla wszystkich ludzi świata. Banał? Naiwność? Może, ale nam się lepiej żyło z myślami o lepszym świecie. Zawsze chcieliśmy jak najlepiej i wielu błędów kulawego dzieciństwa naszych rodziców udało się nam uniknąć!
Nasi rodzice. Głód, bieda, ciągle zimno i nieszczęśliwe dzieciństwo. To na szczęście nam nie było dane. My mieliśmy już normalne szkoły, przedszkola i nasze studia. Naszym rodzicom to się nie udało. My już mieliśmy psychologów na nasze traumy z dzieciństwa, oni jeszcze nie! My, dzieci rodziców wojennego pokolenia, dostaliśmy rykoszetem, przez przypadek i przejęliśmy część traum naszych rodziców, obawy, lęki. Dla nich było ważne, by było ciepło i co zjeść a okazywanie uczuć? A co to takiego? powiedzieliby…
I tak jak oni nam – my też – sobie i Kubie próbowaliśmy przez te 35 lat stworzyć – raj na ziemi. I w jakimś sensie trochę tego raju udało się nam wyczarować. Dziękuję Ci za to.
Tak – wiem, jesteś teraz w innej przestrzeni, w innym ciele, ale wciąż we mnie…
Tyle teraz mam do ciebie słów… Nie mówię tych słów, bo Ciebie tu teraz nie ma i przy kolacji, obiedzie i dobrym winie i Nowym Roku i w święta – nie ma…
Tyle mam teraz zaoszczędzonych do Ciebie słów, jak je wypowiedzieć, już nie mam gdzie ich chować. Dotknąć cię nie mogę, więc dotykam tylko w myślach.
Pocałować na Dobranosz…
Nie widzę Twoich oczu, ale je pamiętam.
„Twoja Basia, Rysiu, ma przepiękne czarne oczy”
Dla mnie zawsze będziesz miała.
Dobranosz Basiu, do jutra… już druga w nocy, trzeba iść spać.
Basiu – to miał być Twój portret
A to portret, bez opisywania Ciebie, twego ciała, duszy, pasji, Twoich słów, oczu i sukienek.
Portret Basiu bez Ciebie.
Tak – bo Ty jesteś ze mną wszędzie i między słowami.
I jesteś we wszystkich słowach tej książki i w tych niewypowiedzianych też.