WIARA

Co dała mi wiara?…

Spokój i to, że wytrzymałem i nie padłem przez osiem lat życia z chorobą.

„Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój”. Często odmawiałem tę modlitwę – Aniele Boży, Stróżu Mój – jak wcześnie rano jechaliśmy na chemię albo na badania do Wrocławia, albo na wizyty do lekarzy, albo jak jechaliśmy na operację, albo jak jechałem sam i było mi ciężko. Basi o tym nie mówiłem, modliłem się po cichu i nigdy jakoś nie powiedziałem. Dlaczego? Nie wiem, nie było w tym niemówieniu żadnego ukrytego dna. Tak się po prostu stało.

Tak, często tak się zdarza, że nie mówimy bliskiej osobie tego, co może byłoby dla niej ważne. Jak zrobić by się tego nauczyć?

Aniele Boży, Stróżu Mój, ty zawsze przy mnie stój.

Odmawianie tej modlitwy bardzo mi pomagało, stawałem się silniejszy, spokojniejszy i lepiej mi się oddychało. I teraz, jak Basi już nie ma, to też  czasem sobie odmawiam Aniele Boży stróżu mój…  nawet,  gdy jest mi dobrze.  

Samo oczekiwanie na koniec cierpienia nie wystarczy. Trzeba znaleźć sens i wiedzieć jak to cierpienie wykorzystać. 

– Viktor Frankl

Stajesz pod ścianą i nie wiesz co robić? Czujesz się mały, bezradny, bezbronny. Do kogo się udać po pomoc? Wiadomo, chemie, operacje, naświetlanie, psycholog –  lekarze ale czy można coś zrobić więcej?

Wiara.

Chodziliśmy z Basią do kościoła, ale czy tak głęboko wierzyliśmy, czy czuliśmy opiekę Boga, czy z nim rozmawialiśmy czy słuchaliśmy go, czy nasza wiara stawała się większa mimo tego co ludzie mówią o kościele, wierze, księżach, biskupach, co mówią o wierze ateiści, czy byliśmy ponad tym wszystkim, czy byliśmy z Bogiem i dla Boga?

Do kogo się jeszcze podłączyć, by sobie ulżyć w cierpieniu? Do Boga i poprosić Boga o pomoc. Czy ja zacząłem częściej chodzić do kościoła? No, może trochę, ale bardzo trochę. Częściej do spowiedzi? Też nie, bo zawsze jakoś miałem problem ze spowiedzią, chociaż chciałem i czułem potrzebę spowiedzi, bo po każdej czułem się lepiej. Wyzwolony, czysty, spokojny, więc może trzeba było częściej do spowiedzi ale jak to zrobić? Nauczyć się tego nie da –  na siłę też nie ma sensu, przez rozum też nie. 

… czemu do spowiedzi nie umiałem…?

Może jednak trzeba było do spowiedzi częściej chodzić… bo Duch Święty w czystym, wolnym umyśle sprawniej działa, no i po spowiedzi jest większy spokój, a to bardzo dużo.

Spokój!

Znam wielu ludzi, którzy w ciężkiej chorobie się nawrócili, ale czy trzeba się nawracać, czy nawróconym łatwiej chorować? Tak – łatwiej i podobno nie ma znaczenia, w jakiego Boga się wierzy.

Robiono kiedyś badania grup, w których spotykali się pacjenci z nowotworowymi chorobami w różnym wieku obojga płci i okazało się, że statystycznie osoby wierzące, częściej wychodzą z choroby, a jeżeli nie wychodzą to żyją z chorobą dłużej!

Moja wiara na pewno się pogłębiła, a codzienna modlitwa jest teraz głębsza. A spowiedź, chodzenie częściej do kościoła… czemu jakoś więcej nie mogłem?

Wiem – tak mi się przynajmniej wydaje, że Basi wiara dodawała sił a zwłaszcza modlitwa. I co ciekawe mam wrażenie, że na początku naszego małżeństwa Basia była dalej od Boga niż ja i właśnie w trakcie choroby bardzo się do Boga zbliżyła. Często gdy patrzyłem jak się modli, zazdrościłem jej, wiedząc, że ja tak głęboko jak ona nie potrafię! Widziałem, że Basia jest bliżej Boga, niż ja. Basia już na początku choroby wiedziała, że ratunku nie ma, że każdy dzień, miesiąc, rok, jest darowany.

Żyć siedem lat ze świadomością, że się umiera. Dla mnie to jest nie do wyobrażenia, może to właśnie ta wiedza o śmierci, która już nadchodzi i już jest na plecach, sprawia, że się wie, że nie ma co tak kurczowo trzymać się życia, bo oczekiwanie na śmierć nie wystarczy, trzeba znaleźć jakiś sens w życiu, które pozostało.

Basia po jakimś czasie znalazła sens i ten swój czas odchodzenia potrafiła wykorzystać. I właśnie ten sens dodawał jej sił. Bo jak jest Bóg, to nigdy nie jesteś sam, bo zawsze jest z tobą twój Bóg i wszystko możesz mu powiedzieć.

Wiara!

Nieraz Basia mówiła: „miałam być pierwsza, a tu po kolei umierają wszyscy, co zachorowali po mnie”. Tak – nigdy nie wiesz, który będziesz. W tym biegu, w którym miałeś być pierwszy, a jesteś ostatni, to dobrze, bo to jest taki bieg, w którym dobrze być ostatnim!

„i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”

Udawało mi się modlić – późnym wieczorem a właściwie w nocy, gdy kładłem się spać i nie mogłem zasnąć – słysząc jak w drugim pokoju Basia się męczy, dusi i ciężko oddycha, wtedy zaczynałem się modlić – to były takie moje leżące modlitwy.

Co Bóg na to? Myślę, że bez problemów słuchał tych moich modlitw, bo przecież jest Bogiem.

Właśnie wtedy, leżąc, moje skupienie, koncentracja, były największe i właśnie wtedy modlitwa mnie uspokajała. Często modliłem się rano, gdy już nie mogłem spać albo późno w nocy, gdy nie mogłem zasnąć. A czasem, gdy budziłem się w nocy i zaczynałem się modlić,  zawsze, po jakimś czasie, wyciszony, uspokojony, zasypiałem ponownie. Może to choroba powoduje, że zaczyna się rozumieć co to znaczy wiara i co daje wiara i wtedy zaczyna się po prostu wierzyć. Czerpać siłę z wiary, nie patrząc na różne przeszkody po drodze, na ludzi, którzy mówią o wierze, księżach, że są tacy, czy tacy, że kościół jest zły i nie taki, jakim chcielibyśmy go widzieć. Ja byłem ponad tym wszystkim i słuchałem co Bóg do mnie mówi. Nie zawsze usłyszałem, ale wiedziałem, że jest tam i że mogę go prosić o wszystko w każdej chwili, a On zadecyduje kiedy mi to da, bo że da to  pewne! A że nie w tym czasie w którym chciałbym, nic nie szkodzi on wie lepiej – kiedy!

Bo Bóg i rodzice wiedzą lepiej kiedy dać, bo żyją po prostu dłużej i więcej widzieli i wiedzą.

Jeżeli tak się popatrzy na Boga, który wie więcej od nas bo jest naszym ojcem, wszystko staje się proste. Wiemy, że on dużo potrafi wybaczyć i wszystko rozumie właśnie dlatego, że jest naszym ojcem i wiemy, że zawsze będzie czekał na nas gdy błądzimy. I każdą modlitwę przyjmie, nawet tę „leżącą” i będzie czekał. I nie odrzuci cię, gdy będziesz umierał i martwił się, że już nie potrafisz się modlić i nie pamiętasz już „ojcze nasz” albo swojego paciorka z dzieciństwa. Ty możesz się modlić jak umiesz, po swojemu, do swojego Boga Ojca bo on wszystko rozumie. 

„(…) Boję się teologii wpędzającej ludzi w rozpacz. Boję się teologii serwującej ludziom beznadzieję,  trwogę, lęk przed Bogiem. (…) Jeśli chodzę nad przepaściami wiary, to unoszą mnie nad nimi skrzydła nadziei. Ona mówi: Bóg jest większy niż nasza wiara. Bóg jest większy niż nasza nadzieja.”

Ksiądz profesor Wacław Hryniewicz OMI

Komputerowa wizja Boga… Moja, naiwna jak paciorek dziecka.

Gdy czasem, nie mogąc zasnąć, próbowałem sobie wyobrazić Boga, jak to tam z nim jest i zrozumieć tak po ludzku jak to jest możliwe, że on wszystko widzi, przewiduje, bo to, że  nam zaplanował życie w to nie wierzę.

Zaplanowane życie, to nie ma sensu – według mnie, Bóg Ojciec tylko nam proponuje, podsuwa różne drogi, a my mamy wolną wolę i to my sami wybieramy. I komputerowa wizja Boga dalej jak naiwny paciorek dziecka… Bóg wszystko widzi…

No właśnie, Bóg dla mnie – mówię teraz jak dziecko – Bóg jest większy od systemów matematycznych, ciągów i równań.

Zastanawia nas często jak to jest, że jak siedzimy przy kompie  i czegoś szukamy, to już na drugi dzień mamy podpowiedzi, sklep, hotel, ulicę i propozycje, jakie jeszcze buty lub sandałki moglibyśmy sobie kupić i gdzie to wszystko możemy dostać. Czujemy się obserwowani, inwigilowani przez system komputerowy. Zastanawiamy się jak to jest, że po jednej rozmowie telefonicznej system już proponuje nam tę osobę,  byśmy ją sobie do znajomych dodali.

No tak, to wszystko matematyczny system. To wszystko wymyślił człowiek.

A Bóg jest ponad systemem i jeszcze dokładniej widzi niż  GPS, który kieruje  milionami ludzi na raz – skręć w prawo, skręć w lewo.

Jeżeli GPS może miliony ludzi tu i teraz, na całym świecie prowadzić a GPS wymyślił człowiek – to Bóg, który jest ponad nami, może jeszcze więcej wszystkiego na raz! I wie, którą prośbę może spełnić od razu, a z którą lepiej będzie trochę poczekać – wie tak, jak mama i tata.

„Panie, ty wszystko możesz”  śpiewał Bułat Okudżawa.

Dla mnie ten cały komputerowy system jest matematycznym dowodem na istnienie Boga! Kiedyś ktoś z niewierzących mi powiedział, że od wierzących wymaga się więcej.

A ja się z tym nie zgadzam – ja uważam, że powinno się wymagać od wszystkich po równo. Bo jeżeli ateista wymaga więcej ode mnie, to ja się pytam, czy on wymaga również więcej od siebie? Jeżeli ateista wymaga od siebie mniej, bo jest ateistą, to ja czasem wolałbym być ateistą.

A gdzie był Bóg?

Dlaczego – wojny, choroby i zło, czy Bóg nie mógł tego powstrzymać? A ja zapytam inaczej. Gdzie był świat, ludzie, ja i ty gdy zaczynało się zło.

I przykład najprostszy – bo prościej już nie można i bardziej prostego przykładu nie ma: wszyscy wiedzieli, co się dzieje w Niemczech i czym to grozi! A potem były obozy koncentracyjne! Gdzie byli ci przywódcy, gdy zaczynało się zło?

Jeżeli Bóg ma za nas wszystko załatwić, zrobić, pomyśleć, przewidzieć – to po co jesteśmy my? Gdzie był Bóg? Bóg był tam, gdzie jest zawsze. W górze.

Nikt nie broni sprzeciwiać się – ale sprzeciwiać się jest trudno, bardzo trudno, więc chowamy głowę w piasek.

„(…) z drugiej jednak strony, zdarzają się okoliczności, w których jeśli ta mroczna wiedza o sobie samym skłoni nas do milczenia, do innych grzechów dojdzie nam jeszcze grzech zaniechania, przyzwolenia. Gdyż w demokratycznym świecie, w którym żyjemy czy to się komuś podoba czy nie, milczenie jest praktyczną zgodą na to co się dzieje. (…)”

„Czemu nie w chórze”, Jerzy Sosnowski, Tygodnik Powszechny, 10.02.

A może jest tak, jak mówi Beata, że tu na ziemi jest czyściec i właśnie tutaj teraz, my – musimy się zachować tak, jak na chrześcijan przystało, tu mamy szansę stawienia czoła temu, co jest złe skomplikowane i trudne! Mamy szansę się sprawdzić.

Dlaczego ja tu teraz przy raku filozofuję jak mały chłopczyk z paciorkiem na ustach i Bozią w sobie na temat Wiary? Dlaczego o wierze piszę?

Bo w tym chorobowym biegu Wiara mi pomogła i pomaga mi teraz w żałobie.

Oczywiście, w trakcie trwania choroby tu na ziemi dostaliśmy jako Nasza Trójca dużo dobrego z różnych stron i od różnych osób, od naszego Multi Kulti, Chłopców z Ferajny, od innych znajomych od lekarzy i całego personelu medycznego, także od niewierzących ale w tych najważniejszych chwilach, gdy Basia była z bólem fizycznym i tym psychicznym – byliśmy sami i wtedy nikt nie mógł nam pomóc. I wtedy jest Bóg, a my idziemy do niego, modlimy się, prosimy o ulgę i o wytrwanie, o siłę, i już po chwili jest lepiej, spokojniej i już powoli strach przed śmiercią mija, już można spokojnie coś zjeść i oglądnąć film i zasnąć!

A ja?

A ja chciałbym wierzyć tak, jakby się widziało…

„Nie mów ludziom o Bogu, kiedy nie pytają, ale żyj tak, by pytać zaczęli”

Jan Vianey

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!