FACET W SZPITALU

„Pozytywne zalety tkanki tłuszczowej – zastrzyki domięśniowe w brzuch i ramię nie bolą”

Tak –

Tak, powiedziała Basia i jest to jeden z dowodów, na to, że dobry humor w chorobie można mieć i że można cieszyć się nawet tym, że zastrzyki nie bolą i cieszyć się, beztrosko i głupio i że fajnie jest…

Wiem, że pisząc tę historię – Historię Naszej Trójcy – historię nie tylko choroby ale i miłości, przyjaźni i po prostu codziennego rodzinnego życia, ja Rysiek –  muszę zniknąć, wyparować.

Nie może być mnie i mojej wizji świata w tym naszym chorobowym biegu; tak bym chciał, by był dystans. Ale z drugiej strony wiem, że się to nie uda, być jednocześnie wewnętrznym obserwatorem tego biegu i mieć do niego dystans! Bo ja mimo, że jestem w jakimś sensie jednym z bohaterów tej historii, to na pewno nie chcę być postrzegany jako wspaniały super Hero – bohater – taki dzielny w tej chorobie facet.

Facet w szpitalu jest cieniem!

Nie ma go i mam wrażenie, że tego jego-nie-bycia, oczekują wszyscy: i lekarze, i personel, i nasze żony, matki, siostry i babcie…

Facet ma być taki, jakiego my chcemy mieć i jaki on w naszym wyobrażeniu – jest i ma być!

Dzieje się to nieświadomie, gdzieś podskórnie – to takie podświadome wyobrażenie sobie faceta i jeżeli facet sobie rady nie daje, to my kobitki musimy wkroczyć i mu pomóc i wiele spraw za niego załatwić. Bo on sobie rady nie da! I facet w to wierzy, bo przecież mówi mu o tym jego żona i cała reszta pań i wszyscy wokół, praktycznie przez całe życie i facet wycofuje się i staje obok.

Staje się cieniem.

Nieraz obserwowałem, jak żony do mężów, matki do synów, odnoszą się nieprzyjemnie, roszczeniowo a nawet agresywnie, demonstrując swoje niezadowolenie, cierpienie, by zaraz za chwilę, gdy przyjdzie lekarz albo jakaś koleżanka lub kolega, normalnie z nimi rozmawiać!

My faceci często ulegamy stereotypom, bo faktycznie w sprawach opieki i medycznego zaopiekowania jesteśmy może trochę mniej zaradni ale tyko dlatego, że nie dostajemy szansy by się wykazać, bo w życiu codziennym wy kobitki za nas wiele rzeczy robicie, bo ja to zrobię lepiej od ciebie, szybciej i dokładniej.

No to kiedy my mamy się tego nauczyć? 

Często  miałem wrażenie, że oczekuje się od nas, byśmy byli rycerzami, jednocześnie nie wierząc, że my tymi rycerzami możemy się stać! No to my nie wierzymy w siebie i nie wierzymy, że opiekowanie się i bycie przy chorej, bardzo bliskiej nam osobie – uda się nam, bo przez całe życie mówi się nam, że nie damy rady. Mówię tu tylko za siebie –  oczekuje się od nas siły, mężczyzna ma dać radę i nie płakać!

 Masz być silny ale –  nie dasz rady, więc ja to zrobię za ciebie!

To prawda – jesteśmy w wielu sprawach mniej zapobiegliwi, zorganizowani a zwłaszcza w szpitalu i chorobie ale dlatego, że nas odsunięto. My odczytujemy te wasze wobec nas oczekiwania i stoimy z boku, czasem po prostu dla świętego spokoju, ale gdy jesteśmy z boku słyszymy zaraz, że mamy się bardziej angażować.

Zamknięte koło – jesteśmy w jakimś wymyślonym absurdalnym świecie wzajemnych oczekiwań i wyobrażeń!

Często mam wrażenie, że rozmawiamy o czymś innym, nie rozumiemy się i nie słuchamy nawzajem. Myślę, że tu nie ma po żadnej stronie złej woli. Jesteśmy po obu stronach niewolnikami stereotypów. I chorych wyobrażeń.

Bo dopóki jest tak, że on musi, powinien – a my kobitki uważamy, że nie on chce i nie widzi jak jest i nie wie co się dzieje, to  jeżeli my kobitki tak myślimy o najbliższej nam osobie – to nic się nie zmieni i dobrze nie będzie!

Zacznijmy ze sobą rozmawiać i wykazywać empatię. Bo może jest tak, że on naprawdę nie widzi, co się dzieje. Ma inne przeżycia z dzieciństwa, innych rodziców i świat…

On i ty, przez lata, wychowaliście się w innych rodzinach, ich ojcowie i matki to nie wasze mamusie i tatusie, oboje nauczyliście się innych nawyków przez lata, to tak jakby on wychował się w Azji a ty w Europie. I to, że my coś widzimy i dla nas to jest jasne, to wcale nie znaczy, że on to widzi.

Nie!

Nie widzi wielu rzeczy, tak jak ty.

Tak, jesteśmy z Marsa i Wenus i im prędzej sobie to uświadomimy, tym prędzej będzie nam łatwiej, lepiej i spokojniej. Ale Mars i Wenus to nie tylko sprawa płci – dodać należy nasze całkowicie inne domy, zwyczaje, podwórka, rodziców i ich nawyki i zasady zaczerpnięte i wyssane jeszcze od naszych dziadków i tak dalej…

Ja i ty to inne światy, naszych wielopokoleniowych rodzin.

I nie jest tak, że on tego robić nie chce, bo jest przekorny. To dla ciebie jest jasne, nie dla niego. To ty widzisz – to co widzisz a on nie. To, że on tego robić nie chce, to bardzo proste wytłumaczenie. I niby to jest takie proste do zrozumienia a jednak okazuje się, że nie.

Co robić?

Powtarzać sobie wciąż, że on nie jest zły i że nie robi tego na złość, a z teorii powoli przechodzić do praktyki,  co wcale nie jest takie łatwe, bo obopólne uczenie się siebie nowego musi trwać! I cierpliwości trzeba, bardzo dużo. I nie może być tak, że on ma być do naszej dyspozycji, na każde zawołanie, bo my cierpimy.

Dać wolność drugiej osobie to również dać wolność sobie! Bo życie jest na dwie – osoby.

Nam z Basią w trakcie tej choroby dużo udało się zmienić i wzajemne relacje ze sobą poprawić!

Nasza niezaradność nas facetów, polega na tym, że to przeważnie wy prowadzicie dom, robicie zakupy, chodzicie do apteki i często podejmujecie ostateczne decyzje.

A my, silni mężczyźni, walczymy z psychicznym bólem, którego nie wolno nam okazywać. I gramy silnych facetów. Ta nasza wyuczona bezradność w trudnych chwilach, nie do końca jest przez nas samych wyuczona. Mamy być silni i dawać sobie radę sami. To dajemy radę i nie rozczulamy się nad sobą jak – baba.  Tak – jak baba, my i wy czasami tak mówimy! 

Stare i chore wyobrażenia i stereotypy.

Być silnym to zadanie faceta, ale z moich doświadczeń wychodzi, że warto czasem okazywać słabość i uronić łzę.

Dygresja…

.. Gdy już po odejściu Basi, prawie po pięciu miesiącach, rozmawiałem z jej ciocią i się po prostu rozpłakałem powiedziała mi później, że podczas jej 85-letniego życia pierwszy raz przy niej mężczyzna płakał. Tak – tym mężczyzną byłem ja, który po wypłakaniu poczuł się na chwilę lepiej! Dlatego dziwi mnie, gdy „silni” faceci nie chcą iść do psychologa, by sobie pomóc i nie chcą wziąć ziołowych leków na uspokojenie, które mimo, że ziołowe, pomagają i dzięki którym udaje się zasnąć. Wystarczy cierpienia jednej osoby, jedno wielkie cierpienie, jeden ogromny ból wystarczy na całą rodzinę!

Redukowanie bólu na wielu poziomach – pomoże wszystkim, a silny mężczyzna ma dbać o siebie i może okazywać słabość.

Często mówi się, że gdy mężczyzna odchodzi w trakcie choroby, to znaczy, że nie wytrzymał, był za słaby, albo, że faceci już tacy są – słabi. Pretensje są kierowane do tego, który odchodzi a nie myśli się, że być może, chora osoba tak zaszyła się w swojej chorobie, że nie widzi potrzeb drugiej osoby – jej bólu, cierpienia i nieprzespanych nocy.

Ja choruję, a ty musisz mi pomóc na moich warunkach!

Jeżeli facet odchodzi… to wcale nie znaczy, że nie wytrzymał i nie dał rady, może już nie miał siły funkcjonować w tym chorym wyobrażonym i wymyślonym świecie.

Uwolnijmy się od starych wyobrażeń, stereotypów.

Czas na zmiany…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!