LEKARZE I PERSONEL

 Basia często mówiła: „powiedz każdemu, kto powie po mojej śmierci, że przegrałam walkę z rakiem, że go będę straszyć po nocach”. Dziwne, rak jest jedyną chorobą na którą się nie umiera, tylko z nią przegrywa.

Umiera się na serce, wątrobę, stwardnienie rozsiane, cukrzycę, gruźlicę i wiele innych przewlekłych chorób ale to z rakiem się przegrywa! Nigdy nie mogliśmy z Basią tego zrozumieć! Nie ma znaczenia, że ktoś walczył z chorobą 5, 10, 15 czy 20 lat. Z rakiem – przegrywa się zawsze.

To znaczy, że jeżeli ktoś chorował na raka i był już prawie umierający i walczył z nim przez 20 lat albo jak Basia 7, to przegra walkę z rakiem?  To znaczy, że Basia przegrała walkę z rakiem?

Nie!

Basia nie przegrała walki z rakiem! Basia walczyła z rakiem przez 7 lat i odeszła…

Córka Basi koleżanki zawsze mówiła, że chce zostać lekarzem – pamiętam!

I została. Pracuje w szpitalu w hospicjum i w pogotowiu, oprócz studiów medycznych skończyła jeszcze filologię polską. Pytałem ją, czy filologia pomaga lekarzowi, powiedziała – nie wiem… A ja wiem, że na pewno, bo poszerza horyzonty.

Mówią o niej dobry lekarz.

Poznaliśmy w czasie choroby wielu dobrych lekarzy. Niestety, o dobrych się nie mówi i mało kto im oficjalnie dziękuje! Więcej słyszy się o złych lekarzach, a tych też spotkaliśmy!

Dziękuję Wszystkim Dobrym Lekarzom – tym bez imienia i całemu personelowi medycznemu, nie tylko pielęgniarkom, ale wszystkim, którzy pracują w szpitalach i pracują dobrze. Zawsze starałem się lekarzom i personelowi na bieżąco dziękować, okazywać wdzięczność, szacunek i mówić dziękuję.

My pacjenci, nie chcemy być traktowani jak jajniki, wątroby, trzustki, płuca albo prostaty, chcemy być traktowani podmiotowo, jak ludzie! Nie oczekujemy zbyt dużego zainteresowania, długich rozmów i rozczulania się nad nami. Chcemy, by poświęcić nam chwilę i kilka ciepłych słów. Chcielibyśmy być traktowani przez lekarzy tak jak oni chcieliby być traktowani przez swoich kolegów lekarzy, gdy będą powoli odchodzić.

Tak-  jesteśmy czasem poirytowani, agresywni, wystraszeni ale to nie my – to choroba w nas i strach.

Tak –  czasami trzeba nami potrząsnąć, ale my, Nasza Trójca, za często byliśmy potrząsani i nie tylko przez lekarzy, ale i cały biały personel medyczny, panie w sekretariatach, siostry a nawet portierów i tzw. obsługę szpitalną, ważniejszą w szpitalu niż gdzie indziej – oczywiście bez uproszczeń. Nie wszyscy w szpitalu są bez serca. Jest coś dziwnego w tych szpitalach, jakby ten ból fizyczny i psychiczny zamiast empatii, ciepła i współczucia w większości białego personelu wywoływał agresję i złość, którą najłatwiej wyładować na pacjencie i jego bezbronnej rodzinie.

Ból psychiczny czasem boli bardziej niż fizyczny i często zostaje na lata. Niestety doświadczeń przykrych trochę mamy.

Empatia.

To właśnie w szpitalu empatia może się najprawdziwiej objawić, bo tu jest dużo cierpienia. 

Wiem, że o empatię trudno, bo w życiu i szpitalu nie zawsze dobrze się układa, ale ta agresja tak z nas z rozpędu, ze strachu, czasem się wylewa – bo  my –  boimy się śmierci, mamy świadomość, że odchodzimy i trudno sobie z tym dać radę, trudno to sobie wyobrazić. Zastanawiałem się nieraz co czuła Basia wiedząc, że odchodzi. Ja nie chciałbym z taką świadomością żyć!

Uśmiech, jedno ciepłe słowo, które leczy i zostaje w nas na długo. Kilka słów na temat choroby, w którym miejscu leczenia jesteśmy, sprawdzić po czasie czy nie trzeba zmienić dawek leków i bycie współczującym to wystarczy. Ja – jestem w stanie sobie takie zachowanie lekarzy –  nieprzyjemne a nawet agresywne wytłumaczyć ale…

ci sami lekarze, agresywni, nonszalanccy i nieprzyjemni w swoich prywatnych gabinetach, są mili, uśmiechnięci i wszystko są w stanie cierpliwie wyjaśnić. To w gabinecie prywatnym można, a w szpitalu nie?

Przebywaliśmy przez te 8 lat w różnych gabinetach prywatnych w różnych miastach i tych lekarzy zachowujących  „podwójne standardy” jest mniej.

Basię przyjęto do szpitala nagle, w chwili przyjęcia była na granicy życia i śmierci, tylko 7 tysięcy płytek krwi, a norma od 150  do 400  tysięcy – leży na oddziale i mija jeden dzień, drugi. W tym samym czasie lekarz u którego Basia się prywatnie leczy – jest w szpitalu i nie jest w stanie zejść a pracuje piętro wyżej, chociaż na 5 min. I zapytać: jak się pani czuje, pani Basiu? albo powiedzieć cokolwiek swojej pacjentce.  

Widziałem jak przez te dwa dni Basia czekała na te słowa. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jaka jest diagnoza, a Basia wystraszona, nie wiedziała co się z nią dzieje. To nie była grypa. Basia była po dwóch transfuzjach płytek krwi, które podaje się za specjalnym pozwoleniem. Transfuzję płytek podano od razu w nocy zaraz po przyjęciu, bo jak mówiła pani dr. ordynator, było zagrożenie życia. Strach przed śmiercią, co się ze mną dzieje? Umieram?

Jak się pani czuje – pani Basiu, kilka słów –  chwila, nawet nie minuta! Długo jeszcze nie zapomnę tego żalu i tych oczu.

Inna sytuacja: Basia dzwoni do swojego prywatnego lekarza i podaje wyniki badań, które są bardzo złe. Niech pani szuka sobie innego lekarza – bo wyniki były  nie z jego specjalności.

Niech pani sobie szuka innego lekarza!

Gdzie ma szukać chory, wystraszony pacjent innego lekarza – pacjent, który jeszcze nie wie na co się leczy, jest wystraszony i on ma sam sobie znaleźć lekarza innej specjalności. I mówi mu to lekarz, u którego Basia prywatnie się leczy.

Czy lekarz z prywatnego gabinetu nie może czegoś podpowiedzieć, nie może uspokoić – wyciszyć pacjenta, czy zabrania tego etyka lekarska? Czy lekarz z prywatnego gabinetu nie może po prostu pokierować pacjenta – co ma robić dalej?

„Niech pani szuka sobie innego lekarza” i nic więcej do osoby, która jest w szoku.

Minęło kilka lat, wiadomo już, że – rak.  Basia jest po kolejnych operacjach i chemiach. I znowu bardzo źle się czuje, ledwo oddycha, jest przyzwyczajona do swojego ciężkiego stanu, ale dla mnie każdy jej oddech jest straszny, boję się, nie wiem co o tych oddechach myśleć?

Tak – często piszę, że ja się boję – Basia się boi, Kuba się boi. Tak, boimy się. 

Czekamy pokornie w hospicjum na wizytę.

Po nas przychodzi jakaś  elegancka, na czarno ubrana, w średnim wieku pani. Dla nas jest jasne, że pani jest za nami, myślę –  wygląda zdrowo ale może jednak coś poważnego z nią się dzieje? Gdy otwierają się drzwi pani szybko wchodzi, przed nami! Nie mówi przepraszam, ani dlaczego to robi,  nie mamy już siły by walczyć o swoje. Po wyjściu okazuje się, że pani, była przedstawicielem firmy farmaceutycznej. Rozumiem, tak bywa. Nie akceptuję tej sytuacji ale cóż, tak widać być musi – chociaż???

Przedstawiciel firmy farmaceutycznej dostarcza leki dla chorych ludzi, a tu teraz jedna z pacjentek, ciężko chora w hospicjum ledwo dyszy w tej kolejce. Coś tu nie gra!

W gabinecie pani doktor też się słowem nie odezwała.

Norma –  zasada? Czarna elegancka pani – zdrowa, wychodząc nic nie mówi, pani doktor też nic! Jednej i drugiej zawód to – pomaganie ludziom!

Tabletki i badanie to nie wszystko, leczą również słowa albo czasem ranią.

Czy chciałybyście panie znaleźć się w podobnej sytuacji –  8 lat chorujecie na raka, macie świadomość, że każdy dzień jest bardzo ważny i wiecie również, że ratunku nie ma, chciałybyście być tak potraktowane, gdy nie macie siły nawet by się odezwać? Po wyjściu z gabinetu Basia wylądowała na OIOMie.

Tak – spotkaliśmy wielu dobrych lekarzy i wszystkim bardzo dziękuję, nigdy nie za dużo tych podziękowań.

Na oddziale chemioterapii chorzy pacjenci czekają na wypis. Ja czekam na Basię. W pokoju wypisów siedzi pani, która dla wszystkich pacjentów, bez wyjątku, jest niemiła, arogancka, okropna. Na korytarzu siedzą starsi schorowani pacjenci. Panie, panowie, niektórzy ze stojakiem, na którym wisi kolejna porcja chemii.

Wszyscy, dosłownie wszyscy, bardzo się żalą, bo pani bardzo źle ich traktuje. Pamiętam starszego pana, który ledwo stał na swoich starych, chudych nóżkach. Okropnie został przez panią potraktowany. Było mi bardzo żal tych schorowanych starszych pacjentów.

…Czy zastanawiali się, jak długo będą żyli? My z Basią często myśleliśmy o śmierci i nie jest to przyjemne – zastanawianie się –  czy dożyję następnych świąt?

Ile razy widzę tę panią zastanawiam się, co mnie wtedy powstrzymało, że nie napisałem skargi, bo i nas kilka razy potraktowała okropnie?

Powstrzymało mnie to, że ja również wtedy byłem chory z Basią i Kubą i po prostu nie miałem siły – walczyliśmy już z chorobą. A poza tym, to byłby kolejny stres dla Basi w chorobie, walczyć z kimś, kto nie ma empatii, tracić resztki energii nie na walkę o życie tylko o to, by ktoś po prostu zachowywał się jak człowiek! 

Bardzo ważne było dla mnie to, że przy łóżku odchodzącej Basi byli lekarze, którzy ją leczyli. Nie musieli przychodzić a przyszli, poświęcili jej czas. Żegnali swoją wieloletnią pacjentkę, przyszło też wiele osób z personelu i pielęgniarki. Nie wiem, czy to do Basi docierało. Wiem, że dla mnie było to bardzo ważne. I jeżeli teraz, czasami, jest mi łatwiej przechodzić przez żałobę, to właśnie dlatego, że mam przed oczami ten obraz.

Obraz…

Białego jak śnieg,

Białego Personelu.

Dziękuję…  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!