DOKĄD PROWADZI TA DROGA

Dzisiaj jest – 17.03. 2020 godzina 16:37. Wtorek. Piszę kolejny rozdział….

Po odejściu Basi, po tygodniu, może dwóch, może trzech, przeszedłem z panią Beatą na ty. Kilka rozdziałów w których Beata była Panią  – napisałem jeszcze, jak Basia żyła.

Od teraz pani Beata jest po prostu Beatą.

W tamtych rozdziałach tego nie zmieniam, bo rozdziały to wiem, nie będą po kolei, tak więc raz będzie tak, a raz tak.

Role i ich granie.

Od czasu choroby, grając w teatrze zawsze była we mnie Basia, nie byłem w stanie Basi z głowy usunąć, nie miałem żadnego kluczyka, lekarstwa czy magicznego napoju, który mógłby zrobić klik jak w komputerze i wytnij, ale po jakimś czasie przestałem z Basią w sobie walczyć i było mi już lżej.

Czasem myślę, gdybym tę wiedzę, którą zdobyłem podczas tej choroby, miał wcześniej…

To mniej bym cierpiał, więcej cieszył się życiem i miał więcej przespanych nocy, brał mniej tabletek ziołowych na uspokojenie, jadłbym z większym apetytem i nie miałbym zapalenia oskrzeli i …  Wszyscy mielibyśmy lżej: Basia, Kuba i Multi Kulti i Chłopcy z Ferajny i …

Pani Majowa – krótkie wspomnienie. – Takie sobie w bok.

Pani Majowa mieszkała blisko nas w Opolu na strychu, wśród pijawek w wielkich słoikach, ze starym stojącym zegarem z dużym wahadłem, który robił bim, bam, bum i z kotami i psami. Przed wejściem do jej do domu na tym strychu – był gołębnik, w nim gołębie, które robiły gru, gru, gru. A na parapetach okien zawsze cherlawe pelargonie i duża magiczna drewniana skrzynia w kuchni, która prawdopodobnie miała w sobie mnóstwo skarbów sprzed wieków. Nocnik z drewnianą przykrywką, który był chowany pod bardzo starym drewnianym łóżkiem. Szklana kula w której pływała jakaś młoda ślubna para, takie małe laleczki i takie wieczne światełko na domowym ołtarzyku i mnóstwo świętych obrazków.

Pani Majowa przez te wszystkie lata jak ją znałem, prawie nie chodziła, jej nóżki były w okropnych, niegojących się i ropiejących ranach i nikt nie mógł tych ran wyleczyć.

Podejrzewam dzisiaj, że to może był rak skóry?

Bardzo lubiłem Panią Majową i ona mnie też. Dla mnie pani Majowa, była panią babcią bo miała już swoje lata.  Bardzo było mi jej żal – często jej mówiłem.

Pani Majowa, ja, jak będę duży, to zostanę lekarzem i panią wyleczę.

Niestety nie zostałem lekarzem i nie wyleczyłem Pani Majowej.

.

Moje pierwsze opowiadanie „ jesienny liść” – krótkie wspomnienie.

Opowiadanie „Jesienny liść” napisałem jeszcze w Jeleniej Górze, wiele lat temu, a Basia pomagała mi je na maszynie przepisywać. To było chyba w pierwszym roku naszego małżeństwa. Kuby na świecie jeszcze chyba nie było. 

To opowiadanie – widzę to dopiero teraz, było dla mnie takim opowiadaniem formacyjnym.

W tym opowiadaniu, które jest o wymyślonym moim śnie w ostatniej jego części  –  staję się Mikołajem i gdzieś biegnę przed siebie, w tym mikołajowym stroju a różni dziwni ludzie stojący po obu stronach tej mojej drogi rzucają we mnie kamieniami i czym tam popadnie. A ja staję się coraz słabszy, ale mimo tej słabości biegnę dalej przed siebie, zastanawiając się o co tu chodzi?

I pytam siebie wciąż: „dokąd prowadzi ta droga?”

Bo nie rozumiem tych kamieni rzucanych we mnie i tego biegu… Nagle spadam w dół i okazuje się, że pod ziemią jest stara kuźnia i ja do tej kuźni wpadam, prosto do kadzi z wodą! Dwaj kowale, którzy stoją przy tej kadzi, przy pomocy ognia, wody, szczypiec i potężnych młotów wykuwają ze mnie taką kratkę na kwiaty. Później ja jako kratka, jestem w oranżerii a po mnie – kratce, wspinają się te kolorowe kwiaty i rośliny. A ludzie, którzy zwiedzają  oranżerię podziwiają te kwiaty, które wspinają się po mnie aż do nieba.

I tak ja kratka, dochodzę do wniosku, że kiedyś to ludzie służyli mi, a teraz ja służę ludziom i światu.

Taka sobie bajka, no nie? Dokąd prowadzi ta droga… 

Zapisane i napisane prawie 35 lat temu w moim formacyjnym opowiadaniu.

Teraz po 8 latach walki z rakiem i po różnych doświadczeniach dobrych i złych i po łzach. I po szczęściu, jakiego nie miałem nigdy wcześniej wiem, że te wszystkie lata były przygotowaniem na ten czas choroby. To był trening, próba, bym dał sobie radę, bym umiał… bym wytrwał i nie poddał się.

Ja nie wyleczyłem Pani Majowej. I nie wyleczyłem Basi.

… Ale byłem przy Basi do końca i zawsze mogła się po mnie wspiąć.

Dotąd Prowadzi Ta Droga…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!