ZABIĆ JEDNĄ KOMÓRKĘ – LIŚCIEM SAŁATY

Starać się, by życie, również w domu, było bez śmierci i strachu, bez bólu i pełne miłości. Żyć normalnie i cieszyć się życiem!

Nie wiem kiedy podjąłem decyzję, by zabijać jedną komórkę raczka – liściem sałaty.

Magiczne myślenie….

… ale czy magiczne myślenie jest nim nadal, skoro wiem, że to ja sam zaklinam rzeczywistość, by sobie pomóc i mam do tego magicznego myślenia dystans?

A więc zaczynamy wojnę – panie raczku! Ta wojna to gra – w zabijanie komórek liściem sałaty, gazetą i na wiele, wiele innych sposobów. Gra, która z punktu widzenia wielu lekarzy, może jest czymś infantylnym, naiwnym, śmiesznym ale – nie dla mnie! Jak już pisałem wcześniej, jak mam plan i wiem co robić, to czuję się silniejszy i wszystko się we mnie się poprawia i wzmacnia – nawet sen!

Wiem, że w leczeniu nie tylko medycyna pomaga, ale wiele innych, czynników: uśmiech, ciepły dotyk, liść sałaty, spełnianie marzeń, zachcianek, lody w zimie i gesty, które mówią

 – jesteś dla mnie najważniejsza!

Lekarze wiedzą, jak ważna jest psychika, ale metody tego psychicznego wsparcia my musimy sobie wymyślić sami. Zabić jedną komórkę raka – liściem sałaty. Magiczne myślenie, które staje się rzeczywistością. Liść sałaty symbol, sztandar, miecz!

Niech medycyna daje chemię, tabletki, naświetlania, radioterapię, kroplówki i wzmacniające odżywki. Psychoonkolog podpowiada co dalej i duchowo wzmacnia. A wiara, spowiedź i komunia, niech wzmacniają ducha.

A ja mam swoją metodę – zabijanie raka liściem sałaty! Często śniłem w nocy, że liściem sałaty zabijam jedną komórkę po drugiej. To naprawdę uzdrawiające sny. Inne liście sałaty…? Maciejka, którą sadziłem w skrzynkach, by kwitła i pachniała wieczorem. Zbierałem maliny, jeżyny, poziomki, by były świeże, na już – na teraz i nieważne, że Basia czasem ich nie zjadła. W ogródku rosły różne sałaty, rzodkiewki, pietruszka, seler, kapusty, pory i buraczki na wiosenną warzywną zupę. I cebula i szczypior, bo Basia bardzo lubi. Marchewka, z której robiłem sok, a potem z tych wiórków Basia piekła ciasto marchewkowe, na moje urodziny co roku 10. Października – a ja potem każdy kawałek zapakowany przez Basię w artystyczny z tasiemką papierek przynosiłem na próbę i marchewkowiec robił furorę. Co roku na skarpie zakwitały żółte, duże słoneczniki. Na iglakach rozrastał się kolorowy ozdobny groszek i wydawało się, że iglaki groszkiem kwitną, a później ostatni pomysł sadziłem w iglakach dynie, których głowy wisiały w tych iglakach jak magiczne, zaczarowane nie szklane, kolorowe kule. Hiacynty, żonkile, sadzone blisko domu, by Basia widziała je z okna, bo już nie mogła wychodzić. I  co by tu jeszcze wymyślić, wymyślić jeszcze…

Rysiu, jak ten groszek pięknie kwitnie, dziękuję – to już na kilka miesięcy przed odejściem.

O i sok z pietruszki i siemię lniane do picia, sok ze świeżych naszych jabłek z cytryną, sok z wiśni, który Basia bardzo lubiła.

I przypomina mi się jeszcze otwieranie okna nad ranem, by było świeże powietrze i wietrzenie pościeli, by nie pachniała chemią.

„bardzo fajnie pachnie wiatrem ta pościel Rysiu, dziękuję”.

I napisać rano na karteczce szybki wierszyk, coś małego i ciepłego, może nawet głupiego, ale by bawiło: „a tobie, malutka, życzę ogródka, małego domu z dala od gromów, wielkiego świata i zawsze chłodnego lata”. Bo Basia bardzo źle znosiła upały.

„No i żadne tam fiki miki, byś miała zawsze na drogie kosmetyki. A w ogródku zamiast krasnoludka, czekała na ciebie zawsze – zielona żabka wyprzódka”

Żabka wyprzódka to wakacyjne wspomnienie z Luksemburga a kosmetyki, wiadomo…

 albo jeszcze inny: „Dla Baśki smerfetki wałbrzyskie gazetki”. Basia lubiła czytać lokalne gazety i bardzo interesowała się historią Wałbrzycha.

I nie wierszyk… Esemesowa wiadomość z moich samotnych wakacji w Szklarskiej. 

Pamiętaj BASICO. Że zawsze możesz na mnie liczyć i zawsze jestem przy TOBIE nawet, gdy jestem dalej. I moja miłość do CIEBIE wciąż rozkwita. I słowo kocham wciąż chciałbym Ci powtarzać, chociaż czasem nie umiem – ale to nic nie zmienia. Trzymaj się. Twój Rysiu.

I inny:

Kochana moja Basica, którą kocham do szaleństwa. Jestem w Szklarskiej Porębie Dolnej. Sam. Teraz obiad.

I Basi odpowiedź:

Ojej, ojej, ojej, . No i jak ja mam nie walczyć? Wypoczywaj i niech ci będzie dobrze. Masz serdeczne pozdrowienia od dr S.

Dlaczego umieszczam te esemesowe rozmowy? Bo to prawda o naszym w trójkę życiu i tak było – i  chcę, by było szczerze. Bo każdy dom swoje tajemnice ma. I infantylne wierszyki też.

I w tym miejscu czytanie tego rozdziału można zakończyć, bo lista tego – co jeszcze może być liściem sałaty jest długa, bo wszystko co leczy, jest liściem sałaty! To niekończąca się opowieść, bo jak chcesz pomóc i kochasz inwencja jest nieograniczona…

Można do końca tego rozdziału wrócić – po czasie. Dlaczego? Bo nawet liśćmi sałaty, gdy jest ich za dużo, można się zamulić.

Ubrać się w to, co Basia lubi mimo, że ja nie lubię w tym chodzić. Pojechać do domu przez las, by zobaczyć jak sarny wychodzą na drogę. Zatrzymać się przy gospodarstwie ekologicznym i popatrzeć na osiołki, kózki i baranki, bo Basia bardzo kocha zwierzęta i tak o nich zdrobniale mówi. Kupić jakieś fajne koraliki albo śmieszny breloczek na klucze, bo Basia zbiera i niech je sobie włoży do tej swojej specjalnej walizeczki.

Albo dziwne flamastry, kolorowe karteczki, naklejki i inne takie fajne kartki.

Kupić Basi ulubione „pocionko” tak Basia mówiła na coś do picia np.: John Lemon rabarbarowy, trudny do dostania.

I dżemy w lodówce wszystkie napoczęte, może z 10, bo w każdej chwili jak Basia zechce, może po nie sięgnąć!

I już pod koniec: Kupić herbatę zieloną, inną niż wszystkie, taką, która rozkwita w dzbanku jak kwiat.

Niestety, już nie zdążyła rozkwitnąć i Basia się nią nie nacieszyła.  My uczucia pokazywaliśmy przez gesty. Basia często pytała: Rysiu czy warto to kupić – bo jak umrę….

Chodziło o różne rzeczy dla Basi do domu i inne. Warto, Basiu. Żyjemy normalnie…Czytając w myślach, można dojść do perfekcji.

I już na koniec: Rysiu, nie kupuj już gazet.

I nie kupowałem, spełniłem jedno z ostatnich życzeń. Wiedziałem już, że powoli moja misja się kończy… Liściem sałaty machałem w powietrzu, by w gorące lato dać Basi trochę chłodu, ulgi i cienia.

Magiczne myślenie.

Liść sałaty…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!