NIEMOŻLIWA CIERPLIWOŚĆ

Czasem było tak, że totalnie zmęczony siadając w swoim fotelu pytałem sam siebie: dlaczego jest tak, że robię wszystko, by było dobrze, a nic nie wychodzi? Jestem wściekły, nie wyrozumiały, agresywny i przeklinam??? Co robię źle, że jest nie tak?

Odpowiedź jest jedna: bo tak!

Bo czasem po prostu się nie wytrzymuje, nie daje rady i wysiada, jak maszyna, która pracuje bez przerwy. Bo inaczej być nie może! Szkoda… 

Jakiś czas trwała choroba, chcę odpocząć a nie mogę. Są takie dni, że jestem zupełnie sam ze swoimi myślami o śmierci. I wiem, że Basia też myśli o śmierci, widzę to i czuję! Kuba? Nie wiem, nie pytałem…

Wiem, że Basia i Kuba też są ze swoimi myślami – sam na sam, gdy śmierć staje się coraz bardziej realna, to w głowie, ciele i oczach, śmierci jest coraz to więcej, często miałem wrażenie, że wszyscy tę zbliżającą się śmierć we mnie widzą, ja widziałem śmierć w Basi – i jej strach i często niezależne od niej trzęsące się usta i ciało. Bolało.

Basia często mówiła: „Nie martw się Rysiu”.

A więc widziała, mimo, że robiłem wszystko, by nie było widać! To, co mnie uspokajało, to to, że wiedziałem, że śmierć jest naturalna, że każdy kiedyś musi odejść. A dlaczego teraz a nie później? Nie wiem. Wiem, że gdy nadejdzie ten czas i przyjdzie ta śmierć, to będę do niej nieprzygotowany.

Dzisiaj, gdy  piszę ten rozdział, jest 19.04.2020 godz. 24:05. To już osiem miesięcy jak Basia odeszła. Czas szybko leci – powiedziała sąsiadka gdy spotkaliśmy się w ogródku. Banał i prawda w jednym.

Dzisiaj rozmawiałem przez telefon z panią Hanią, bliską naszą znajomą, jeździliśmy do niej z Basią i do jej męża Michała. Mieszkają na wsi, cisza, spokój, później do nich jeździłem już sam, bo Basia już nie mogła. Rozmawialiśmy również o Basi, nie da się – nie mówić o Basi po tylu latach znajomości mimo podejmowanych prób, rozmowy o ogródku, przetworach i jak to na wsi fajnie. I gdy kolejny raz – znowu – zadałem pytanie wiedząc, że nie ma na nie odpowiedzi… Pani Haniu, dlaczego Basia tak wcześnie odeszła?

 Pani Hania powiedziała: Bóg zawołał ją do siebie, bo była mu potrzebna.

Tak – myślę sobie – czy ta nasza przyjaźń nie objawiła się właśnie w tym jednym zdaniu – najważniejszym teraz dla mnie…

Była mu potrzebna…

Jedno zdanie, które pomaga w żalu i melancholii. Tak, pani Haniu… Tam w górze na pewno są potrzebni sądowi kuratorzy dla dorosłych.

Teraz!

Już wszyscy wiemy, że Basia odchodzi i Basia też wie.

Jak walczyć i jakim być w tych ostatnich dniach, jak zachować swoją podmiotowość a równocześnie oddać się całkowicie tak do końca drugiej – kochanej osobie, jak być do ostatniej chwili w cierpieniu z Basią.

Wiem, że po morfinie, którą Basia dostaje przez jakąś pompkę (ja także co jakiś czas podaję ją domięśniowo) wiem, że w takich morfinowych „oparach” chory zachowuje się dziwnie, a  nawet agresywnie, cały czas zastanawiam się jak to zrobić by służyć – a służącym nie być.

Basia chce odejść w domu. Nie w hospicjum.

Wszystko jest przygotowane, obok małżeńskiego łóżka na którym Basia leży stoi łóżko, które złożył Kubuś, ze specjalnym materacem i specjalnym pilotem do podnoszenia. To profesjonalne łóżko ortopedyczne.

W międzyczasie załatwiłem, że gdy Basia już odejdzie to przyjedzie lekarz, by stwierdzić zgon, a to nie jest takie proste, bo podobno na lekarza czeka się czasem bardzo długo nawet kilka godzin. Boję się czy wytrzymam, jak Basia już umrze i będę z nią  sam na sam  w domu długo. Coraz częściej podaję morfinę i inne tabletki, pompka też podaje morfinę, wszystko by Basi było  lżej. 

Basia chce być niezależna do końca – zawsze taka była. To mi się u niej zawsze bardzo podobało, chociaż czasem było trudno i wolałbym, by z tej niezależności trochę zrezygnowała. Dobrze, niech będzie jak chce. Basia odejdzie w swoim  domu. Spełnię jej ostatnią wolę, jestem na to gotowy.

Wiem, że to jest ostatni etap i że jest trudno, zwłaszcza po morfinie, czasem nie ma z Basią kontaktu. Do tej ostatniej drogi jestem przygotowany tylko teoretycznie, bo przecież nie mam doświadczenia co się robi i jak to jest, gdy odchodzi najbliższa osoba.

Basia po kolejnej morfinie jest coraz bardziej chaotyczna w ruchach i słowach i ciągle chce się jej pić. Ma różne swoje „picionka”, tak zawsze mówiła na coś do picia, dolewam jej, gdy robi się pusto w jej ulubionym kubeczku. Czasem Basia sama sobie dolewa na maksa i co jakiś czas wszystko wylewa się na podłogę. W niebezpieczeństwie jest też laptop, który może zostać zalany, a w nim jest wszystko co ważne i w chorobie teraz też. Proszę, by tego nie robiła, bo wylewa a ja muszę później wszystko wycierać, zmieniać ręczniki na podłodze i dawać nową folię.

Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, to pozwoliłbym Ci, Basiu, na wylewanie i nie irytował się, nawet wtedy, gdybym był jeszcze bardziej zmęczony niż byłem. Pomyślałbym: a niech sobie wylewa!

Zrozumiałbym też, że nie chcesz leżeć na łóżku ortopedycznym, które stoi obok, bo to dla Ciebie łoże śmierci. I nie chcesz na nim umierać! Ja też nie chciałbym umierać na najlepszym profesjonalnym łożu śmierci, wygodnym do umierania.

Bo to jest tak: połóż się na tym ortopedycznym łóżku, będzie ci łatwiej umrzeć.

Gdybym to wszystko wiedział… 

Zapytałem Cię Basiu, podnosząc Twoją nogę do łózka, bo ty już nie miałaś siły jej podnieść, co byś chciała, Basiu? Powiedziałaś: wyzdrowieć! Gdybym to wszystko wiedział, co się w trakcie Twojego odchodzenia działo… Gdybym to wszystko wtedy wiedział…

Nie wściekałbym się, nie mogąc Cię podnieść – leżącej, by na siedząco było ci lżej i by lepiej Ci się oddychało. Byłbym bardziej wyrozumiały, mniej poirytowany i bardziej cierpliwy.

Nie wściekałbym się, że nie mogę podnieść Ciebie –  mojego ukochanego duszącego się słonia – opuchniętego na maksa, po różnych tabletkach, sterydach itd. Nie zaciskałbym zębów patrząc się na ortopedyczne łóżko z pilotem obok, na którym Basiu nie leżysz, gdy mój kręgosłup już nie dawał rady. 

I Kuba przybiegł: tato, ty nie możesz tak mamy podnosić, bo nie wytrzyma twój kręgosłup.

Myślałem wtedy –  tylko jeden przycisk w pilocie i już byś sobie siedziała spokojnie i nie dusiła się, czemu nie – czemu nie – teraz wiem – czemu nie. A jak lekarze z hospicjum namawiali Ciebie, byś zgodziła się na hospicjum powiedziałaś. Nie!

Wola pacjenta – mówili. Gdybym to wszystko wiedział…

Czy krzyczałbym mniej, był bardziej cierpliwy? Czy mając tę wiedzę co dzisiaj powiedziałbym: nie martw się Basiu, że wylałaś „picionko”, nic tam, zaraz wszystko powycieram – spokojnie –  teraz spróbuję cię podnieść i zaraz będzie ci lepiej…

Czy w ogóle jest to możliwe, by w takiej sytuacji być cierpliwym, gdy to się naprawdę dzieje i gdy zmęczenie jest do granic i nie jest teoretyczne?

I gdy kolejny raz wstaję – z ortopedycznego łóżka na którym miałaś spać Ty – i podaję Ci Twoje ulubione „picionko”, i podnoszę, i wstrzykuję morfinę, i wycieram kolejny raz podłogę i liczę kolejne tabletki?

Cierpliwość… możliwa w teorii. Tak bardzo bym chciał, by w ten ostatni czas – cierpliwością teoretyczną nie była.

Basiu

Wiem, że tam w górze, nie masz do mnie pretensji i usprawiedliwiasz mnie i moje zdenerwowanie i zniecierpliwienie, agresję i brzydkie słowa, których tak nie lubiłaś.

Śpij spokojnie…

To, co opisałem, to nie popis mojej zaradności ani nie spowiedź.

To Miłość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

error: Content is protected !!